Archive for wrzesień, 2011

29
wrz

Obiecane pomiary

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Ostatnio pewna ciekawska osóbka zapytała o moje wymiary (i absolutnie nie był to nietakt z jej strony), a ja obiecałam rozjaśnić wszelkie wątpliwości w moich kolejnych wyszczekach, co też zaraz uczynię. Ale najpierw parę hauków o ostatnich dniach.

Na początku tygodnia mama, niczym szanujący się Kopciuszek (lub też „Kapciuszek„, który lepiej pasuje do sytuacji), zgubiła swój stukliwy bucik. Od tego czasu z wielkim lękiem przyjmuję każdy dzwonek do drzwi, bo wiem, że w końcu pojawi się książę ze zgubą i porwie moją mamę. Jak na razie był Pan zabierający paczki pakowane przez rodziców i Pan przynoszący paczki pakowane przez innych bezsierściowców i Pan, na którego szczeka większość piesków, bo przynosi listy (a wiadomo, że lisy są wredne, więc obszczekać trzeba)- księcia brak. W sumie, to nie widziałam nigdy żadnego konia, a wiadomo, że bez dzielnego rumaka żaden szanujący się królewicz nie przygalopuje, bo i nie będzie miał na czym. Nie powinnam się więc martwić. Ale niepokój pozostał…

Mama hasa dziarsko, niczym wspomniany już rumak. Tata wrócił do pracy i jest mniej dziarski, bo się chłopina od wczesnego wstawania odzwyczaił. Ale trzyma się nieźle i nie daje uszom opaść. Z dnia na dzień wygląda coraz lepiej, jeśli w jego przypadku można tak rzec 😉
Żartuję oczywiście. Tata jest całkiem fajny, tylko tak jakoś mało futrzasty. Nie muszę chyba wspominać, że ja znów czuję się lekko zaniedbana przez nich. Na szczęście jest Krewetka, która często mnie mizia, no i u babci jeszcze przebywa Luna, z którą wreszcie mogę się bawić do woli (oprócz biegania oczywiście, ale podgryzanie też jest spoko).

A teraz spełniam obietnicę.
Dziś mama mnie pomierzyła i okazało się, że od czubka nosa do podstawy ogona mam prawie metr! W kłębie 57cm wysokości. Musicie tylko wziąć poprawkę na to, że oczywiście niesamowicie się przy mierzeniu wierciłam, bo byłam tak ciekawa wyniku, że sama chciałam go odczytać. Myślę więc, że trzeba przyjąć tolerancję +-5cm… Potem chciałam się zważyć. Tutaj napotkałam jednak szereg problemów.
Waga wyglądała na bardzo złowrogie i szczerzące zębiska stworzenie. Dodatkowo jakieś takie małe i płaskie i niedostosowane do goldenkowych pazurków. Kategorycznie odmówiłam więc nadepnięcie na nią samodzielnie. Mama okazała się zbyt słabą osóbką, aby wziąć mnie na ręce i zważyć się ze mną, a potem sama. Różnica wyników byłaby wówczas moją wagą. Dodatkowo wydaje mi się, że oprócz wspomnianej już słabości- mama nie pała zbytnim entuzjazmem do odkrycia ile sama waży… Pozostało jedynie poprosić o to tatę. Zaczęliśmy się jednak obawiać czy nasza waga ma w ogóle taką skalę. No bo wiecie- moje najpewniej około 30kg, plus waga taty… Mogłoby być kiepsko 😉
W związku z tym porzuciliśmy próby ustalenia mojej wagi. Może i lepiej? Wszyscy mi mówią, że jestem taka szczuplutka i zgrabna- trochę łyso by było, gdyby waga pokazała coś innego. Wolę żyć w błogiej nieświadomości!

15
wrz

Dalsze niedyspozycje

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Wiecie co to jest- chodzi po ścianie i stuka?
– pająk z nogą w gipsie!

A to- chodzi po domu i okolicy i stuka i podpiera się metalowymi kijami?
– moja mama z nogą wsadzoną w to, w co noga pająka!

A było to tak:
Dawno, dawno temu, bo w zeszło-zeszłą sobotę, cała nasza rodzinka postanowiła wybrać się do babci. Zatrzasnęliśmy za sobą drzwi i ruszyliśmy w dół schodów, które jak zwykle wrednie oddzielały nasz domek od pozadomia. Mama niosła Krewetkę, tata inne tobołki, a ja swój kuper i uszy. Dotarłam na dół pierwsza i stałam z nosem przyklejonym do drzwi wejściowo-wyjściowych (czekając na choć minimalne ich uchylenie, by móc ruszyć na poszukiwanie ptasiego jedzonka i miejsca na to grubsze), kiedy to usłyszałam rumor. Odwróciłam się i ujrzałam mamę, z Krewetką na rękach i dziwnie wygiętą stopą. Nie zwróciłabym na ten fakt większej uwagi (bo zaraz potem tata przejął Krewetkę, a mnie szybko wypuścił na zewnątrz, gdzie dziarsko hasałam, dopóki mama nie wtoczyła się do podstawionego przez tatę tuż pod klatkę, w trybie natychmiastowym, dużego srebrnego potworzyska), gdyby nie dziwny wyraz pyska mamy, który utrzymywał się do wieczora. Pojawiła się również kulawizna.
Dziwny wyraz pyska i kulawizna były widoczne przy każdej próbie stanięcia na dziwnie wygiętą tamtego ranka łapę, aż do poniedziałku, kiedy to mama udała się do weterynarza i powróciła do nas w pięknym, nowym, bardzo twardym i stukliwym buciku… Dodatkowo pojawiły się u niej dwa całkiem nowe odnóża, w postaci metalowych kijków, których z początku trochę się bałam, ale okazały się zupełnie nie baniowymagające.

Od tej pory mam raj na ziemi!
Najpierw zamieszkaliśmy u babci, bo mama niezbyt mogła się ruszać, a tata musiał chodzić do pracy i nie miałby kto biegać za małym potworem. Tam wszyscy mnie głaskali i dokarmiali i wypuszczali na siusiu. A potem tata wziął urlop i odtąd jesteśmy razem! Mają dla mnie czas, choć wieczorami siadają do pracy (wtedy i tak śpię) i choć w weekendy jeżdżą do innej pracy (wtedy jesteśmy z Krewetką u babci i też jest super). Mama też ma teraz całkiem dobrze- dużo siedzi na kuprze, lub leży z kuprem do góry. A obie te czynności zawsze bardzo sobie ceniła. Tata ma gorzej, bo kiedy mama się górokupruje– on wykonuje jej obowiązki. Krewetka odkryła, że spacerki z tatą są przyjemniejsze od tych mamowych (bo tatusia można naciągać na soczki i bułeczki), a nowy bucik mamy wydaje fajne dźwięki podczas szturchania, drapania i głaskania. Ogólnie jest teraz tak spokojnie, rodzinnie, leniwie. A mi to strasznie pasuje! Chciałabym, żeby stan ten trwał i trwał, choć mama w gruncie rzeczy nie wydaje się zadowolona z tego ruchoogranicznika w postaci stukliwego buta, którego musi wszędzie za sobą targać.

Tak sobie myślę, że jak mama pozbędzie się swojego balastu, to potem ja spróbuję w coś takiego wdepnąć, żeby tylko utrzymać ten stan mnogości rodzicowego czasu dla mnie. Życzcie mi powodzenia w próbach!

Strona 1 z 212