Archive for listopad, 2012

8
lis

Parę chałków

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Już dawno chciałam Wam coś poszczekać, ale byłam ciągle odganiana od komputerka. Albo przez rodziców, którzy znów musieli wpaść w szał pracy i okupowali wszelkie urządzenia służące do komunikacji z innymi bezsierściowcami, albo przez Krewetkę, która wymyśla coraz to nowsze zabawy w torturowanie mojego kupra. Choć ze zdziwieniem muszę stwierdzić, że z wiekiem staję się masochistką, bo całkiem mi się te tortury podobają. Może poza holowaniem Krewetki na moim ogonie, ale tu zazwyczaj wkracza mama i holowanie trwa króciutko. Bardzo za to podobają mi się zapasy na dywanie i czesanie i rzucanie zabawek. Zdarza się nawet, że to ja rzucam zabawkę, a Krewetka ją aportuje, nie wiedzieć czemu w łapkach, a nie w pysku… Cóż- całkowite zrozumienie tej przedziwnej istoty chyba nigdy nie będzie mi dane. Ale nie zrażam się, a cieszę z tych wspólnie spędzonych chwil.

Nadal jestem bardzo odżyta. Mam mnóstwo ochoty na hasanka i zabawy. Mnóstwo energii i radości. Częściowo bierze się to z niepewności, kiedy ktoś mnie napadnie i wymizia. A częściowo z tego, że pogoda nadal dopisuje i codziennie kąpię się w jeziorku i ganiam po lesie. A tam jest niesamowicie ciekawie, bo często napotykam różne żyjątka, które wolałyby pozostać w swych podziemnych norkach, a ja próbuję je stamtąd wyciągnąć i zrobić żyjątkami naziemnymi. Zabawa przednia, tyle że one okazują się zwinniejsze i wygrywają te potyczki. Spotykam też kaczki, które widząc mój nadbiegający kuper szybko wskakują do wody i zachęcają do gonienia ich wpław. Więc ja się szybko wpławiam i bawię  z nimi. Niestety zazwyczaj muszę się równie szybko wypławić, bo podczas  tej zabawy mama znika mi za horyzontem. A jak już wiecie- w lesie trzeba trzymać się stada. Tym bardziej, że stado to trochę stopniało (Hania i babcia nie wchodzą już do lasu) i odniedołężniało. „Praktyka czyni mistrza”, przez co mama nie biega już jak podstarzały ratlerek tylko mops w pełni sił. Nie pytajcie mnie czym dokładnie różni się bieg wspomnianego ratlerka od wspomnianego mopsa, ale czasu na kopanie dołków i pływanie mam mniej. Tym bardziej, że w obawie o moje stawy trasa ostatecznie nie została wydłużona.

U taty natomiast bez zmian. Postanowił jedynie bardziej wyćwiczyć mięśnie końcówek przednich łap, w szczególności łapy prawej (tej z kciukiem po lewej stronie) i jeszcze więcej czasu spędza na zabawie sztuczną myszką. Nie jestem pewna czy mu się to podoba, bo czasem wydaje dziwne dźwięki- ni to radości, ni to nienawiści, ni to rezygnacji. Do zabawy jednak ochoczo powraca każdego kolejnego dnia. Przez co jestem odganiana od komputerka, ale o tym już dzisiaj szczekałam. A skoro opowieść się zapętla, to czas na jej zakończenie radosnym „chał” i machnięciem ogonem, które pociąga za sobą machnięcie całego kupra 🙂

Trzymcie się kochani i pamiętajcie, że po każdej jesiennej kąpieli jeziorkowej trzeba dokładnie wytrzepać futro!

Strona 1 z 11