I skończyło się…
No i skończyło się… Byłam bardzo szczęśliwa przez jakiś czas. Nie to, żebym teraz szczęśliwa nie była. Jestem szczęśliwa, ale inaczej. Już nie ma hasanka po lasach i dolinach, bo mama już nie biega… Nie ma leniwych popołudni w domku, bo wszyscy jakoś tak popołudniami zabiegani są. A ja, piękna dama, która w zasadzie nie musi nic robić prócz towarzyszenia i ładnego wyglądania, czuję się zaniedbana przez rodziców. Bo oni po powrocie do domku biorą się za jedzenie, sprzątanie i pracę przy „swoim biznesie” (cokolwiek to znaczy) i tak jakoś zapominają o godzinie miziania Nali. Mój świat wywrócił się do góry łapami przez mamę. Tak- to jej wina. Bo kobitka stwierdziła, że czas iść do pracy. I poszła. Jak to kobita- musi mieć to, czego chce… Przez ta ja nie czuję się kobietą! Bo ja chcę mieć mamę dla siebie! No dobra- dla siebie i Krewetki, bo to małe coś zawsze musi mi trochę mamy zabrać…
No więc mama pracuje. My, czyli Krewetka i ja, spędzamy czas nieobecności rodziców u babci. I fajnie nam tam, tylko tak jakoś mamy brakuje… Zauważyłam, że nawet tata niezbyt jest z tego wszystkiego szczęśliwy. Bo wiecie- teraz to on gotuje, odbiera nas od babci i przejął część maminych obowiązków przy tym już wspomnianym własnym biznesie. A mama? Mama jest nadal mamą. Tylko jakoś tak bardziej zmęczoną i mniej uśmiechniętą. Ale, jak mniemam z jej wypowiedzi, nawet szczęśliwą. Brak jej tylko tych leniwych chwil z nami. Nam też jej brak, choć widzimy, że stara się, mimo zmęczenia, poświęcać nam uwagę.
Na szczęście babcia daje nam dużo czułości i uwagi i zabaw. Dzięki temu żadna z nas nie straciła radości życia. Choć oczywiście tęsknimy za rodzicami. Jakoś tak przyjęło się w naszym stadzie, że taty nie ma, bo musi zarabiać na zabawki i przysmaczki. Ale nie możemy na razie pogodzić się z tym, że mama również postanowiła zarabiać. Bo przecież mama zawsze była (tak jak zabawki i przysmaczki) i była cała dla nas. I przysmaczki i zabawki też były, więc po co nam więcej?
Eh… ciężkie czasy przyszły. Pewnie jeszcze sporo czasu zajmie nam przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości i zrozumienie jej powodów, ale chyba nie mamy innego wyjścia, nie? Obawiam się tylko, że teraz jeszcze rzadziej będą mnie dopuszczać do komputerka… Ale chyba nie ma co martwić się na zapas? Zatem kończę i do następnego, szybkiego poszczekania!