Archive for grudzień, 2012

29
gru

Poświąteczne pochałkiwania

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Na początku chciałam Was wszystkich bardzo przeprosić za brak życzeń świątecznych i świątecznej kartki, która dotychczas co roku się ukazywała. I baaardzo chcę Wam podziękować za życzenia, które otrzymałam od Was! I już się tłumaczę: życzeń nie było, bo z czasobraku uznałam, że wiecie, iż życzę Wam jak najlepiej. A dodatkowo nie zostałam dopuszczona do komputerka, bo rodzice pracowali z przerwami jedynie na sen. Jak nie w domku, to poza nim. Nawet w Wigilię mama wróciła bardzo późno i wiem, że w Sylwestra lepiej nie będzie. Kartki nie było, bo nie było 😉 Renifery zastrajkowały, choinki chodziły bez bombek, a Mikołaj był zajęty roznoszeniem prezentów piechotą, bo nie był ubezpieczony w PZU… Więc nie miałam co na tej kartce narysować.

Nie mniej jednak, jak już wspomniałam, życzyłam Wam jak najlepiej i psim duchem byłam z Wami. Nadal z Wami jestem i będę Wam życzyć udanej zabawy w również wspomnianego już Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku, ale to za chwilę. Na razie zdam Wam relację z tego, co się u mnie dzieje.

A dzieje się nie-wiem-co. Ogólny rozgardiasz i pogoń za nie-wiem-czym. Bieganina, plątanina i czasobrak są na porządku dziennym. Mama wybrała sobie wspaniały moment na zaczęcie pracy- grudzień. Wtedy, gdy rodzice mają najwięcej pracy przy swoim biznesie… Zatem zostałyśmy z Krewetką bez czułego wsparcia naszej rodzicielki (no, może w moim przypadku z tym rodzeniem to spora przenośnia). Drugi z rodzicieli  musiał przejąć część dotychczasowych obowiązków tego pierwszego, więc i on miał dla nas mniej czasu, niż miał go przed karkołomnym krokiem matki. Stałyśmy się dziećmi ulicy… No dobra- dziećmi babć, które bardzo nas kochają, ale rodzicielkami nie są. W sensie- nie są naszymi rodzicielkami, bo czyimiś z pewnością są. Ale tak jakoś nadal dziwne jest dla mnie, że nasi rodzice mają swoich rodziców. Nie ważne. Chciałam tylko zaznaczyć, że protestuję przeciw czasobrakowi rodziców dla nas. Na szczęście potrafimy wspierać się nawzajem i umilać sobie czas wspólną zabawą. Zżyłyśmy się z Krewetką bardzo. Nie wiem tylko czemu ona nadal protestuje, gdy chcę z nią spać, ale postanowiłam przyjąć, że jest to jej prawo, tak jak ja mam prawo do spożywania posiłków w spokoju. Za to przestała mnie ciągać za ogon i gonić z balonem, a zaczęłyśmy ćwiczenia komend, co jak wiecie jest bardzo smakowite. I często pocieszne 😉

Niedługo Krewetka skończy 3 latka. Staje się prawdziwą damą, która jak każdy szanujący się goldenek jest piękna, elokwentna i potrafi z godnością beknąć, zarówno paszczęką jak i kuperkiem. Mam więc z nią coraz więcej wspólnych tematów do obszczekiwania. Rodzicowych gości też czasem obszczekujemy wspólnie, co jest szalenie zabawne dla nas, a już troszkę mniej dla rodziców. A rodzice mają pewne obawy związane z naszą goldenkowością, gdyż spodziewają się pokaźnej liczby bezsierściowców w Sylwestra… Jakąś imprezę planują (cokolwiek to znaczy). Nie wiem czego się spodziewać, ale wiem jedno: są bezsierściowcy- jest fajnie!

A skoro dobrnęliśmy do tej imprezy, to pozwolę sobie chałknąć: bawcie się dobrze tego dnia i bądźcie szczęśliwi każdego następnego w nadchodzącym roku! I nawet jeśli będę rzadko pisać wiedzcie, że jestem, mam się w gruncie rzeczy dobrze i o Was cieplutko myślę!

 

8
gru

I skończyło się…

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

No i skończyło się… Byłam bardzo szczęśliwa przez jakiś czas. Nie to, żebym teraz szczęśliwa nie była. Jestem szczęśliwa, ale inaczej. Już nie ma hasanka po lasach i dolinach, bo mama już nie biega… Nie ma leniwych popołudni w domku, bo wszyscy jakoś tak popołudniami zabiegani są. A ja, piękna dama,  która w zasadzie nie musi nic robić prócz towarzyszenia i ładnego wyglądania, czuję się zaniedbana przez rodziców. Bo oni po powrocie do domku biorą się za jedzenie, sprzątanie i pracę przy „swoim biznesie” (cokolwiek to znaczy) i tak jakoś zapominają o godzinie miziania Nali. Mój świat wywrócił się do góry łapami przez mamę. Tak- to jej wina. Bo kobitka stwierdziła, że czas iść do pracy. I poszła. Jak to kobita- musi mieć to, czego chce… Przez ta ja nie czuję się kobietą! Bo ja chcę mieć mamę dla siebie! No dobra- dla siebie i Krewetki, bo to małe coś zawsze musi mi trochę mamy zabrać…

No więc mama pracuje. My, czyli Krewetka i ja, spędzamy czas nieobecności rodziców u babci. I fajnie nam tam, tylko tak jakoś mamy brakuje… Zauważyłam, że nawet tata niezbyt jest z tego wszystkiego szczęśliwy. Bo wiecie- teraz to on gotuje, odbiera nas od babci i przejął część maminych obowiązków przy tym już wspomnianym własnym biznesie. A mama? Mama jest nadal mamą. Tylko jakoś tak bardziej zmęczoną i mniej uśmiechniętą. Ale, jak mniemam z jej wypowiedzi, nawet szczęśliwą. Brak jej tylko tych leniwych chwil z nami. Nam też jej brak, choć widzimy, że stara się, mimo zmęczenia, poświęcać nam uwagę.

Na szczęście babcia daje nam dużo czułości i uwagi i zabaw. Dzięki temu żadna z nas nie straciła radości życia. Choć oczywiście tęsknimy za rodzicami. Jakoś tak przyjęło się w naszym stadzie, że taty nie ma, bo musi zarabiać na zabawki i przysmaczki. Ale nie możemy na razie pogodzić się z tym, że mama również postanowiła zarabiać. Bo przecież mama zawsze była (tak jak zabawki i przysmaczki) i była cała dla nas. I przysmaczki i zabawki też były, więc po co nam więcej?

Eh… ciężkie czasy przyszły. Pewnie jeszcze sporo czasu zajmie nam przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości i zrozumienie jej powodów, ale chyba nie mamy innego wyjścia, nie? Obawiam się tylko, że teraz jeszcze rzadziej będą mnie dopuszczać do komputerka… Ale chyba nie ma co martwić się na zapas? Zatem kończę i do następnego, szybkiego poszczekania!

Strona 1 z 11