Miziam się
Kochani moi!
Szczekałam ostatnio, że będę teraz częściej opowiadać co się dzieje w moim życiu i… no i tak jakoś nie wychodzi. Nie zrozumcie mnie źle, bo uwielbiam do Was szczekać, jednak spotyka mnie ostatnio tyle przyjemności, że poświęcam się im całym ogonem i zapominam o siadaniu do komputerka.
Po gorączce pracy nastała u rodziców pora wiosenna. Zdarzają się bardzo upalne okresy, ale ogólnie jest raczej letnio i spokojnie. Rodzice postanowili więc nadrobić zaległości towarzyskie i teraz ciągle albo jest ktoś u nas, albo oni idą do kogoś. Czasem zabierają mnie ze sobą, czasem nie. Troszkę gorzej, jak wychodzą tylko na parę godzin, bo wtedy często zostawiają mnie w domku i każą go pilnować, co jest dla mnie raczej śmieszne. Po pierwsze to ja bardziej boję się wizji złoczyńcy w moim domu, niż on (złoczyńca, a nie wizja) bałby się mnie. Po drugie- jak wyjeżdżają na cały weekend, to odstawiają mnie do babci, a przecież każdy wie, że wówczas dom jest bardziej na złoczyńców narażony, niż przez kilka godzin w dni powszednie… Ale nic to- nie martwiąc się o dom (którego i tak pilnuje przecież sąsiad), spędziłam ostatnie trzy dni u babci i dziadka. I było cudownie, bo babcia jest kochana, dziadek też (i dziadek pozwala mi ze sobą spać i przytulać się całą noc) i jedzonko tam jest super! Po ostatniej porcji musiałam trochę szybciej niż zwykle pędzić na to grubsze, ale warto było 🙂
Czas spędzony w domu też jest fajny. Rodzice mnie miziają dużo i jeszcze więcej. Krewetka mnie dokarmia, jak myśli, że mama nie widzi, co jest podwójnie cudowne, bo ostatnio trochę głodna chodzę… A to wszystko to wina złej pogody. Bo wiecie- przez dłuższy czas było paskudnie, ponuro i źle i niezbyt chciało się nam wszystkim na pozadomiu przebywać. A ponieważ po domu się nie hasa- mój kuper postanowił odłożyć sobie zapasy jedzenia na później, kiedy już będzie się chciało hasać poza domkiem. W pewnym momencie mama zauważyła te zapasy i stwierdziła, że skoro się odkłada, to mam za dużo jedzonka do dyspozycji i można to ograniczyć, żeby mniej na mnie wydawać i móc wydawać więcej na Krewetkę. Wredna baba…
No dobra- to nie do końca tak… Chodzi o te moje kopnięte stawy… Nie mogę więcej przytyć, bo zacznie mnie znowu boleć, a tego nikt z nas (ja zwłaszcza) nie chcę. Nie przeszkadza mi to jednak w raczeniu się przysmakami od Krewetki! Bo one są takie dobre! Przysmaki, bo Krewetka nie!
Nie dość, że wciąż maltretuje mój biedny kuper, to jeszcze ostatnio zaczęła na mnie kablować. Leżę sobie dziś grzecznie za fotelem, próbuję rozmnożyć jej kotka, a tu słyszę, jak Krewetka krzyczy: „Mama, Nala am miał!” I co? Wpada mama, zabiera mi kota (dobrze, że chociaż nos zdążyłam rozmnożyć), a Krewetka jest z siebie bardzo dumna . Eh, a moje zabawki to Krewetka może zabierać… No cóż- nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe. A ja i tak jestem z niego całkiem zadowolona!
Więc życzcie mi, by było tak nadal i- do następnego!