Obiecane pomiary
Ostatnio pewna ciekawska osóbka zapytała o moje wymiary (i absolutnie nie był to nietakt z jej strony), a ja obiecałam rozjaśnić wszelkie wątpliwości w moich kolejnych wyszczekach, co też zaraz uczynię. Ale najpierw parę hauków o ostatnich dniach.
Na początku tygodnia mama, niczym szanujący się Kopciuszek (lub też „Kapciuszek„, który lepiej pasuje do sytuacji), zgubiła swój stukliwy bucik. Od tego czasu z wielkim lękiem przyjmuję każdy dzwonek do drzwi, bo wiem, że w końcu pojawi się książę ze zgubą i porwie moją mamę. Jak na razie był Pan zabierający paczki pakowane przez rodziców i Pan przynoszący paczki pakowane przez innych bezsierściowców i Pan, na którego szczeka większość piesków, bo przynosi listy (a wiadomo, że lisy są wredne, więc obszczekać trzeba)- księcia brak. W sumie, to nie widziałam nigdy żadnego konia, a wiadomo, że bez dzielnego rumaka żaden szanujący się królewicz nie przygalopuje, bo i nie będzie miał na czym. Nie powinnam się więc martwić. Ale niepokój pozostał…
Mama hasa dziarsko, niczym wspomniany już rumak. Tata wrócił do pracy i jest mniej dziarski, bo się chłopina od wczesnego wstawania odzwyczaił. Ale trzyma się nieźle i nie daje uszom opaść. Z dnia na dzień wygląda coraz lepiej, jeśli w jego przypadku można tak rzec 😉
Żartuję oczywiście. Tata jest całkiem fajny, tylko tak jakoś mało futrzasty. Nie muszę chyba wspominać, że ja znów czuję się lekko zaniedbana przez nich. Na szczęście jest Krewetka, która często mnie mizia, no i u babci jeszcze przebywa Luna, z którą wreszcie mogę się bawić do woli (oprócz biegania oczywiście, ale podgryzanie też jest spoko).
A teraz spełniam obietnicę.
Dziś mama mnie pomierzyła i okazało się, że od czubka nosa do podstawy ogona mam prawie metr! W kłębie 57cm wysokości. Musicie tylko wziąć poprawkę na to, że oczywiście niesamowicie się przy mierzeniu wierciłam, bo byłam tak ciekawa wyniku, że sama chciałam go odczytać. Myślę więc, że trzeba przyjąć tolerancję +-5cm… Potem chciałam się zważyć. Tutaj napotkałam jednak szereg problemów.
Waga wyglądała na bardzo złowrogie i szczerzące zębiska stworzenie. Dodatkowo jakieś takie małe i płaskie i niedostosowane do goldenkowych pazurków. Kategorycznie odmówiłam więc nadepnięcie na nią samodzielnie. Mama okazała się zbyt słabą osóbką, aby wziąć mnie na ręce i zważyć się ze mną, a potem sama. Różnica wyników byłaby wówczas moją wagą. Dodatkowo wydaje mi się, że oprócz wspomnianej już słabości- mama nie pała zbytnim entuzjazmem do odkrycia ile sama waży… Pozostało jedynie poprosić o to tatę. Zaczęliśmy się jednak obawiać czy nasza waga ma w ogóle taką skalę. No bo wiecie- moje najpewniej około 30kg, plus waga taty… Mogłoby być kiepsko 😉
W związku z tym porzuciliśmy próby ustalenia mojej wagi. Może i lepiej? Wszyscy mi mówią, że jestem taka szczuplutka i zgrabna- trochę łyso by było, gdyby waga pokazała coś innego. Wolę żyć w błogiej nieświadomości!
8 szczeknięć jak na razie
Szczeknij do mnie!