Golden Retriever zimą
Odpoczęłam już po tym niedzielnym spacerku, więc znów mogę dla Was poszczekać. W sumie to byłam już na kolejnych spacerkach. Mam jednak ostatnio dużo rzeczy na głowie, pomijając uszka i sierść oczywiście, dlatego odzywam się dopiero teraz. Zastanawiacie się pewnie, czym ten spacerek różnił się od innych i dlaczego byłam tak zmęczona, że nie pisałam od razu? Już wszystko tłumaczę.
Golden Retriever a kałuże
Zacznijmy od tego, że ostatnio zauważyłam zimowe ubranko na kałużach (które niestety zepsułam, zabijając kałużę, która była bezdomna i nie miała gdzie się ogrzać, ale to już wiecie). Byłam bardzo zdziwiona tym odkryciem, a w zasadzie dwoma odkryciami, bo dowiedziałam się, że:
1. Jak jest zimno, to kałuże zakładają sierść wymienną, zupełnie jak moi rodzice.
2. Okazałam się być tą krwiożerczą bestią (zabiłam kałużę), za którą ma mnie połowa przechodniów na spacerkach. W końcu jestem dużym psem (każdy Golden Retriever jest ponoć duży) , to na pewno jem dzieci na śniadanie, a jako przysmak rodzice dają mi ratlerki i inne minimalistyczne psiaki. Zupełnie nie rozumiem dlaczego mnie tak oceniają… Czy mój tatuś jest uważany za seryjnego mordercę tylko dlatego, że jest baaardzo wysoki? No raczej nie. Poskarżyłam się rodzicom na tę niesprawiedliwość, a oni się ze mnie śmiali i powiedzieli, że ludzie mają rację. W końcu- potrafię zatłuc na śmierć ogonem i utopić w ślinie podczas lizania. A to tylko przy powitaniu. O wiele gorzej jest jak biegnę, bo wtedy przewracam i rozgniatam wszystko, co stanie mi na drodze, jak mały (choć nie taki całkiem mały) czołg.
Obraziłam się na nich, bo ja tu poważanie, a oni sobie żartują. Postanowiłam nie okazywać im czułości i nie cieszyć się na ich widok- niech mają! I niech im będzie tak przykro, jak mi teraz. Ale nie wytrzymałam długo, bo zaraz potem tata poszedł do ludzkiego kibelka, a jak wrócił, to tak się cieszyłam, że waliłam ogonem gdzie popadnie (i zrzuciłam szklankę ze stołu który jest stanowczo za niski) i wylizałam mamę (bo taty pysk by za wysoko). Ech , ta moja kobieca konsekwencja…
Golden Retriever i śnieg
Ale wróćmy do spaceru.
Ostatnio zauważyłam, że kałuże mają swoje zimowe ubranka, a na tym spacerku dowiedziałam się, że cały park ubiera się na zimę! Weszłam do niego i zaczęłam deptać jego mięciutkie futerko. Było zupełnie bielutkie, wgniatające się i przyjemnie chłodne. Z ciekawością odkrywałam wszystkie jego właściwości, takie jak:
- wchodzenie między palce;
- wchodzenie do nosa, uszu i oczu;
- chłodzenie brzuszka i kuperka;
- gaszenie goldenkowego pragnienia;
- oraz powstawanie na nim wzorów po załatwieniu się;
Miało też funkcję:
- piłkowatą– rodzice robili z tego futerka małe kulki i je rzucali;
- pyłkowatą– rodzice robili z niego pyłek i mnie nim rzucali;
- poślizgową– na zakrętach mój kuperek potrafił biec szybciej niż ja!;
Dodatkowo miało też funkcję zwoływania bezsierściowców z małymi bezsierściowcami i dziwnymi pojazdami (zamki? samki? sanki!!) oraz przygarniania dużej ilości piesków. W związku z powyższym mój spacer był męczący, bo:
- Szliśmy do parku pieszo, po drodze mordując kałuże Wiem, że to zło, ale takie przyjemne!;
- W parku biegałam na śniegu (tak się nazywa to zimowe futerko parku) i ze śniegiem;
- Biegałam za rodzicami, za freesby i za kijkami;
- Później biegałam za pieskami;
- Dalej pieski biegały za mną;
- Bawiłam się z odważnymi (pamiętajcie o mej krwiożerczości) bezsierściowcami;
- Szłam do domu na własnych łapkach;
- Padłam
A teraz idę spać, bo rodzice obiecali mi spacer wieczorem i muszę zebrać siły.
Do poszczekania!