Archive for styczeń, 2011

Muszę zacząć od tego, że jestem zawiedziona. Okrutnie zawiedziona! Na urodzinkach Krewetki nie było Luny!… Przyszli jej dziadkowie i ciotki i wujkowie i rodzice, a jej szalonego kupra nie było. Na pytanie moich rodziców „gdzie jest Luna?”, jej mama odpowiedziała najspokojniej jak się dało, że Luna została w domu, bo „zrobiłyby (chodzi oczywiście o nią i mnie) okropny sajgon”. Że co? Że niby my? Przecież my tylko grzecznie biegamy po domku i podgryzamy się po kuprach, a potem robimy zapasy podstołowe i wydajemy miłe dla ucha pomruki zadowolenia… Znów zostałyśmy źle potraktowane i mylnie osądzone. Niesprawiedliwość tego świata już nawet mi zaczyna działać na nerwy, a rodzice i reszta rodzinki świadkami, że na nerwy nie działa mi nic. A przynajmniej tak myślałam do tego czasu…

Było za to całe multum bezsierściowców. Gdybym umiała liczyć, to podałabym Wam ich dokładną liczbę. A, że nie umiem, zdradzę tylko, że cały nasz pokój był jednym, wielkim stołem, a dookoła niego- wszystkie miejsca zajęte. Muszę jeszcze dodać, że miało być ich więcej (wtedy impreza odbyłaby się u dziadków i byłaby Luna), ale nie dotarły trzy ciotki, ze swoimi watahami. Pomimo ich braku- obecni bezsierściowcy zrobili z pewnością sajgon większy od tego lunonalowego, co jednak rodzicom zupełnie nie przeszkadzało. Ale przynajmniej pojadłam trochę, bo wiadomo, że im więcej bezsierściowców, tym zwiększa się częstotliwość spadania pod stół kawałków jedzenia.

Był tort. Kolejny szok dla mnie… Patrzę, a tu z górnej jego części spogląda na mnie opasły miś. Ten sam, który straszy ze ścian krewetkowego pokoju i jej niektórej sierści wymiennej, drzwi lodówki, książeczek, telewizorka i wielu, wielu innych miejsc. Niedługo będę się bała do własnej miski podchodzić, bo a nóż wyskoczy z niej ta istota o opasłym brzuchu… Eh.. Szkoda szczekać.

Krewetka wyglądała prześlicznie (oczywiście jak na tak strasznie nieusierścioną małą istotkę), w swojej falbaniasto-kraciastej sukience. Nawet mama przyodziała sukienkę, co musi oznaczać, że krewetkowe święto było świętem bardzo ważnym- na co dzień nie zobaczycie mojej mamy w sierści wymiennej tego typu. Tylko tata pozostał wierny spodniom, co raczej mu się chwali, bo ma okropnie umięśnione tylne łapy. Dzięki przywiązaniu do tradycji- on też wyglądał ładnie, tak jak i reszta gości. I wszyscy byli tacy mili i uśmiechnięci. Chciałabym, żeby było tak zawsze.

Ale po ich wyjściu, trzeba było to wszystko posprzątać. Mnie to cieszyło, bo najadłam się za wszystkie czasy. Ale widziałam, że rodzice nie pałali aż takim entuzjazmem, bo musieli pracować, a byli zmęczeni. Wiem jednak, że byli zadowoleni, że wszystko się udało i był to naprawdę fajny dzień. Mam nadzieję, że za rok będzie tak samo!

12
sty

Przygotowania

   Posted by: Nala    in http://goldenek.pl/gabriella-pierwszej-randki/

Wielką parą ruszyły przygotowania do krewetkowego święta ukończenia pierwszego roku życia. Już niedługo Krewetka będzie dorosła, choć jeszcze prawie nie ma sierści, uzębienie raczej liche, a umiejętność poruszania się całkiem przemilczę. Dobrze chociaż, że Krewetka szama jak małe prosie (i chodzi tutaj zarówno o ilość żarełka, jak i sposób szamania), więc może wkrótce urośnie do normalnych rozmiarów (choć tak na prawdę to nie wiem, jakie rozmiary powinna osiągnąć dorosła Krewetka…). Goście zaproszeni (będzie Luna, będzie Luna!), tort zamówiony (nie wiem jaki, więc naszczekam Wam o tym po balandze), jutro wielkie zakupy,  pojutrze coś, co goldenki lubią najbardziej, czyli przygotowywanie jedzonka, a popojutrze dzień zero- impreza urodzinowa. I jedzonko, ma się rozumieć!

Cieszę się ogromnie z tego święta, bo im Krewetka ma więcej dniów na karku, tym więcej rzeczy potrafi robić i tym bardziej ją kocham. Wczoraj, przykładowo, posiadła umiejętność rozmnażania zabawek! Zrobiłyśmy razem piękny śnieżek domowy z postrzępionych przez nas skrawków papieru, którego rodzice na co dzień używają do wycierania kuprów po wydaleniu tego, co w danej chwili powinno być wydalone. W sumie, to nie rozumiem wydawania papierków, które mogłyby być wydane na moje przysmaczki, na taki niepotrzebny do niczego innego, jak sztuczny śnieg, papier. Przecież mogliby się normalnie wylizać, jak na szanującego się psa przystało. No ale w sumie tak- oni nie są psami, niestety, więc robią wiele niezrozumiałych dla mnie rzeczy. Krewetka też często nie kuma, ani nie kwaka o co im chodzi. Tyle, że ona mnie też nie rozumie, szczególnie jak próbuję jej przekazać, że właśnie w danym miejscu zamierzam spać i taranowanie mego pyska nie zmieni tej decyzji… A może rozumie, tylko udaje, że jest inaczej? Już jakiś czas temu zauważyłam, że jest to wybitnie wredna i wyrachowana istota, w dodatku wymuszająca ile się da, na kim się da… Wybaczam jej jednak, bo ostatnio nauczyła się również tego, że trzeba mnie miaziać i buziaczkować. I robi to, gdy tylko znajdujemy się na odległość języka, czy też odnóża.

Żyjemy zgodnie. Nie irytuje mnie, że grzebie w moich miskach, bo zrzuca mi ze stołu własne żarełko. Nie przeszkadza mi, że kradnie mi zabawki, bo po chwili bawimy się wspólnie wszystkim, co znajdziemy na podłodze (a dzięki Krewetce czasem znajdujemy tam wspaniałe okazy). Zgodnie dzielimy miejsce w czerwonym potworze, który stał się ciemny, na posłaniu rodziców, oraz moim własnym. Respektujemy też przestrzeń osobistą każdej z nas. Ja nawet nie próbuję wchodzić do jej łóżka (mądrzy rodzice od razu wiedzieli, że będziemy bezpieczniejsi, jeśli ten potwór w nocy będzie przebywał za kratami), do jej cowieczornej kałuży, ani nie zbliżam się, gdy jej kuper jest na chwilę odsłaniany, i zabierane jest zawiniątko z przecudnymi zapachami (nie, żebym nie miała na nie ochoty, ale rozumiem i respektuję, że nie można się bogacić na biedzie innych). Ona z kolei nie próbuje wchodzić ze mną do śmietników, nie podbiera jedzonka dla ptaków i innej zwierzyny, rozrzucanego przez różnych bezsierściowców, ani nie krzyczy mi prosto do ucha (czym, na ich nieszczęście, nie mogą się pochwalić nasi rodzice).

Ogólnie wszystko pięknie się rozwija, zaczynamy rozumieć jedną tysięczną tego, co ta druga chce akurat przekazać. Mam nadzieję, że gdy minie kolejny rok poznawania się, będziemy już całkiem zgranym duetem szaleńców. I tego właśnie jej życzę, na te nadchodzące urodzinki.

Strona 1 z 212