Archive for sierpień, 2010

27
sie

Wesołość

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Kochani moi- nastały radosne dni. Co prawda niebo wciąż siusia, ale i tak spotyka mnie ostatnio tyle radości, że zupełnie nie przeszkadza mi bycie olaną przez chmurki. Przede wszystkim powoli odzyskuję mamę!!! Krewetka nie wymaga już od niej siedzenia cały czas przy sobie, bo też i krewetka nie chce już siedzieć. Od kiedy odkryła, że tylne odnóża doskonale nadają się do pomocy przednim łapom w przesuwaniu tułowia, a także, że można na nich stanąć- kategorycznie odmówiła ich nieużywania. Widząc to, rodzice zakupili jej specjalny pojazd z epoki kamienia łupanego (oglądam telewizję, więc wiem, że właśnie wtedy takich pojazdów używali, zwłaszcza Fred Flinston). Trochę to dziwne, bo wygląda prawie jak rodzicowy czerwony potwór, który stał się ciemny, ale nie biega samo, tylko używa w tym celu tylnych łap krewetkowych. Jakby nie było- krewetka jest zadowolona i chętnie użycza pojazdowi swych łap. Dzięki temu stała się bardzo mobilna, a mama ma łapki wolne i może je spożytkować na mizianie mnie. Z czego z kolei ja jestem bardzo zadowolona i wykorzystuję każdą możliwą chwilę.

Po drugie- do dziadków przyjechała ciocia Asia. Bardzo się cieszę z jej przyjazdu. Jednak jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że wraz z nią przyjazdowiła się Luna. Pamiętacie Lunę? To moja kuzynka, tylko parę miesięcy młodsza ode mnie. Można powiedzieć, że razem dorastałyśmy. Można powiedzieć, że na naszych skórach pogubiłyśmy pierwsze zęby. A po ich wgryzaniu w uszy miałyśmy pierwsze w życiu dredy i pierwszą, prawie naturalną depilację. Można też powiedzieć, że nie ważne jak stare będziemy, to zawsze szczeniaki się w nas obudzą, gdy się spotkamy. Radosnych brykań, fikań i podgryzań nie było końca. Szkoda tylko, że na cały ten proceder dostałyśmy eksmisję z domku (że niby byśmy krewetkę zgniotły, która bawiła się na podłodze. A ja tam wiem, że krewetka bardzo chętnie przyłączyłaby się do nas, tylko miałaby kompleksy, że nie ma zębów ani futra. A w zasadzie to dwa zęby już ma, którymi gryzie mamę. Na porost futra wciąż czekamy). Ale i tak było super, bo mogłyśmy się wytarzać w przepięknie pachnących perfumikach i ufarbować futro na zielono (najnowszy szczek mody). Potem wprawdzie zostałam wykąpana i po zabiegach pielęgnacyjnych nie został żaden trop, ale wspomnienia bezcenne…

No i po trzecie- mama wypowiedziała wojnę fruwającym wszędzie, goldenkowym kłakom. Wprawdzie nie rozumiem o co cała afera, w końcu jeden włosek jeszcze nikomu nie zaszkodził, jednak korzystam z miziań, które się z tym wiążą. Bo jestem co chwila czesana- z włosem i pod włos i w poprzek włosa i od góry do dołu i od dołu do góry i w prawo i w lewo i prosto i krzywo i falowato i okrężnie i szybko i wolno i przyjemnie i nie przyjemnie i na wiele innych sposobów. Wszystko to wiąże się z dotykaniem mej pięknej paszczęki, głowy, łapek, ogona, brzuszka, kuperka, pleców, uszków i wielu innych, cennych części ciała każdego goldenka. I jest cudownie! A, że mama prowadzi przy tym jakąś wojnę? Trudno- jej problem!

13
sie

Dziwne stworzenia

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Rodzice mają sezon, czy jakoś tak. Oznacza to, iż tatuś pracuje od poniedziałku do piątku sam, a od soboty do niedzieli z mamusią. Tak więc od poniedziałku do piątku zajmuje się nami (Krewetką i mną) mamusia, a od soboty do niedzieli dziadek i babcia. W te sobotoniedziele, kiedy rodzice do pracy nie jeżdżą- odwiedzają nas różni bezsierściowcy (ale tych chwil jest naprawdę mało) i wtedy jest fajnie, bo wszyscy się śmieją i mnie miziają. Przeważnie jednak nikt nie ma na to czasu… Dodatkowo, żeby tego wszystkiego było mało- mama wymyśliła sobie remont Hanutkowego pokoju. A wiadomo- jak mamusia sobie coś wymyśli, to tatuś szybko jej to robi/kupuje/załatwia. Tak więc remont pokoiku został zrobiony. I teraz (o zgrozo) mama wymyśliła sobie, że chyba czas na kuchnię. A piszę „o zgrozo”, bo w końcu się dowiedziałam co słowo „remont” oznacza. Dla tych, którzy nie wiedzą- wyjaśniam:

Remont- nakładanie na Bogu ducha winne ściany śmierdzącej, kolorowej mazi, zabandażowanie jej środka dziwnym paskiem z różnymi maziajami i ponaklejanie na nią bez ładu i składu podobizn spasionego misia, strachliwej świni, tygrysa z ADHD i osła z wieczną depresją. Po bliższym przyjrzeniu się można zauważyć, że owe maziaje na bandażu to również podobizny wyżej wymienionych…

No i teraz te wszystkie stworzenia gapią się na mnie ze ścian krewetkowego pokoju, a mama chce je jeszcze w kuchni ulokować… Horror jakiś… No nic, może jakoś uda się jej ten pomysł wyperswadować. Lub może chociaż, zamiast ich podobizn poprzyczepiać zdjęcia z moim przepięknym kuprem? Lub ewentualnie kuprem krewetkowym, bo po porównaniu go do kuprów innych bezsierściowców, ten krewetkowy jest całkiem mały i średnio obrzydliwy. Wiem, że mam na to trochę czasu, bo śmierdząca maź nie została jeszcze zakupiona, a tata powiedział, że już mama za dużo wymyśla (co oznacza, że zamiast zrobienia remontu jutro- tatuś zrobi go za jakiś miesiąc). Będę więc działać i bronić reszty mego domku przed najazdem dziwnych stworzeń. Życzcie mi powodzenia.

Strona 1 z 11