Dziwne stworzenia
Rodzice mają sezon, czy jakoś tak. Oznacza to, iż tatuś pracuje od poniedziałku do piątku sam, a od soboty do niedzieli z mamusią. Tak więc od poniedziałku do piątku zajmuje się nami (Krewetką i mną) mamusia, a od soboty do niedzieli dziadek i babcia. W te sobotoniedziele, kiedy rodzice do pracy nie jeżdżą- odwiedzają nas różni bezsierściowcy (ale tych chwil jest naprawdę mało) i wtedy jest fajnie, bo wszyscy się śmieją i mnie miziają. Przeważnie jednak nikt nie ma na to czasu… Dodatkowo, żeby tego wszystkiego było mało- mama wymyśliła sobie remont Hanutkowego pokoju. A wiadomo- jak mamusia sobie coś wymyśli, to tatuś szybko jej to robi/kupuje/załatwia. Tak więc remont pokoiku został zrobiony. I teraz (o zgrozo) mama wymyśliła sobie, że chyba czas na kuchnię. A piszę „o zgrozo”, bo w końcu się dowiedziałam co słowo „remont” oznacza. Dla tych, którzy nie wiedzą- wyjaśniam:
Remont- nakładanie na Bogu ducha winne ściany śmierdzącej, kolorowej mazi, zabandażowanie jej środka dziwnym paskiem z różnymi maziajami i ponaklejanie na nią bez ładu i składu podobizn spasionego misia, strachliwej świni, tygrysa z ADHD i osła z wieczną depresją. Po bliższym przyjrzeniu się można zauważyć, że owe maziaje na bandażu to również podobizny wyżej wymienionych…
No i teraz te wszystkie stworzenia gapią się na mnie ze ścian krewetkowego pokoju, a mama chce je jeszcze w kuchni ulokować… Horror jakiś… No nic, może jakoś uda się jej ten pomysł wyperswadować. Lub może chociaż, zamiast ich podobizn poprzyczepiać zdjęcia z moim przepięknym kuprem? Lub ewentualnie kuprem krewetkowym, bo po porównaniu go do kuprów innych bezsierściowców, ten krewetkowy jest całkiem mały i średnio obrzydliwy. Wiem, że mam na to trochę czasu, bo śmierdząca maź nie została jeszcze zakupiona, a tata powiedział, że już mama za dużo wymyśla (co oznacza, że zamiast zrobienia remontu jutro- tatuś zrobi go za jakiś miesiąc). Będę więc działać i bronić reszty mego domku przed najazdem dziwnych stworzeń. Życzcie mi powodzenia.