Archive for luty, 2011

18
lut

Ehhh…

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

W sumie na tytule dzisiejszych wyszczeków mogłabym poprzestać, bo oddają one pełen obraz sytuacji… Uwierzcie- może być gorzej, niż było. Wiem to teraz, bo właśnie jest gorzej niż było. Zostałam przymusowo poddana kwarantannie. Siedzimy w domu, prawie nigdzie nie wychodzimy i (o zgrozo!) nikt nas nawet nie odwiedza. A wszystko przez to, że bezsierściasta część mojego stada jest chora. Cała trójca- mama, tata i Krewetka…

Początkowo wydawało się to nawet śmieszne, jak najpierw mama, potem tata, zaczęli próby szczekania. Myślę sobie- super, wreszcie chcą zrobić coś dla mnie i zacząć rozmawiać w moim języku, żebym nie musiała się więcej domyślać o co im chodzi. Bo, jak zapewne wiecie, język ludzki jest pełen zawiłości i ukrytych haczyków. I domyślaj się Goldenku, czy ze słów „trzeba wyjść z Nalą” masz odczytać, że „ogólnie, to czasem trzeba z nią gdzieś iść„, „pójdziemy gdzieś TERAZ”, „pójdziemy po filmie/pracy/obiedzie”…Podeszłam do sprawy entuzjastycznie. Mój entuzjazm osłabł nieco, gdy zaczęli naśladować takie wielkie psy z trąbami zamiast pysków, bo co to niby mi miałoby pomóc. Osłabł bardziej, gdy zaczęli się wylegiwać na swoim posłaniu. A dziś totalnie opadł, kiedy dołączyła do nich Krewetka, nawet nie próbując naśladować żadnej mowy, tylko drąc ryja wniebogłosy i marudzić przy każdej próbie kontaktu.

Zamknęłam się w sobie. Zamknęłabym w sobie też moje zabawki, ale nie wiedziałam jak. Zamknęłabym się chętnie gdzieś w budzie, razem z zabawkami, byle nie słyszeć tego, co dziś słyszałam, ale budy nie posiadam. Czerwony potwór, który stał się czarny, ma swój własny, najwłaśniejszy domek, z którego znów nawet nie korzysta. A mi- biednej istotce, która chętnie stałaby się posiadaczką cudownej w obecnych czasach samotni- nie należy się taki bonus. To niesprawiedliwe!

Leżąc spokojnie na fotelu, potem drugim, a potem na posłaniu rodziców; zasłaniając uszy łapami, a łapy ogonem– dokonałam fantastycznego odkrycia. Oni nie pracują! No- prawie nie pracują… Może po chorobie dalej nie będą tego robić? Ależ byłoby cudownie! Mój entuzjazm lekko podniósł pysk z podłogi i spogląda na nich pełnymi nadziei ślepiami. Ja robię to samo, choć mój pysk nadal najczęściej leży na podłodze, w nadziei, że tutaj dociera mniej krewetkowych odgłosów. Boję się sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości. Ale wreszcie pojawiło się światełko w tunelu!

P.S. Mimo nadziei na poprawę sytuacji, nadal jestem w stanie rozdygotania ogona. Jeśli coś jest dla Was niezrozumiałe, to pytajcie- może ja też siebie zrozumiem i jakoś przetłumaczę o co mi chodziło.

10
lut

Jak wykorzystać Krewetkę?

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Z uwagi na niepoprawiający się czasobrak rodziców, postanowiłam poważnie przemyśleć radę Astora i zastosować się do jego sugestii. Postanowiłam opracować plan większego wciągnięcia Krewetki we wspólne spędzanie czasu. Cel- ja i Krewetka, dziko brykające, podgryzające się i karmiące nawzajem. Punkt wyjścia- ja, pragnąca brykania, podgryzania i karmienia, oraz Krewetka- pragnąca Szarik wie czego? Sposób osiągnięcia obopólnej korzyści- mglisty, bliżej niezrozumiały i odległy

Ąle wiadomo, że każdy plan trzeba dokładnie przemyśleć,  uwzględnić punkty newralgiczne, zawrzeć sposób uniknięcia katastrofy. Więc myślę i myślę i wygryzam futro i myślę i robaczkuję po dywanie i myślę dalej, w końcu zasypiam liżąc się po ogonie, nie wymyśliwszy niczego sensownego…

Bo co ja tak naprawdę mogę z nią robić? Możemy dziko hasać! No nie do końca- możemy co najwyżej spokojnie pospacerować. I to też przy założeniu, że będę szła na odległość połowy ogona od niej, w razie konieczności asekuracji przy upadaniu. Krewetka skończyła już rok życia z nami, powinna więc być całkowicie sprawna, jak na dorosłą istotę przystało. A ona co? Ledwo chodzi, zataczając się jak pijany berneńczyk, podpierając co róż odnóżami, którymi jak mniemam podpierać się nie powinna. O bieganiu można co najwyżej pomarzyć.

Możemy turlać się po podłodze, bo w tym jest dobra. Ale z kolei wygląda na tak delikatną istotkę, że mam wrażenie, iż każde jej spotkanie z moimi łapami czy kuprem grozi poważniejszą kontuzją. W związku z powyższym, o podgryzaniu się mogę zapomnieć. W dodatku jej nieusierściona skóra wygląda na zupełnie nieodporną na goldenkowe i każde inne zęby. A przecież nie chcę zrobić jej krzywdy, tylko znaleźć kompana do zabaw…

Każda możliwa interakcja z tą dziwną istotą wydaje mi się jakaś pozbawiona dynamiki i polotu. Eh- szkoda szczekać!

Pozostaje mi jedynie czekać na odzyskanie wolnego czasu u rodziców lub wyrośnięcie sierści u Krewetki. Niestety nie wiem, co nastąpi najpierw. Modle się o jedno i drugie.

Pomyślałam sobie, że skoro nie mogę się z nią bawić, to chociaż wywalczę częstsze dokarmianie. I tu też kuper blady, bo rodzice powtarzają jej ciągle, że ma się nie dzielić ze mną, tylko jeść sama. Nie słyszałam jednakże tego samego, gdy to ja próbuję się najeść, a Krewetka grzebie mi w misce. Jedyne, co słyszę, to „dobra, grzeczna Nala”, za to, że nie wydaję pomruków niezadowolenia z tej wymuszonej grzeczności. W sumie, to nawet nie chodzi o to, że jestem niezadowolona. Nie przeszkadza mi, że ktoś grzebie w mojej misce. Tylko chciałabym móc pogrzebać w miskach innych, kiedy to oni jedzą. A niestety nie wolno mi nic brać ze stołu… Na szczęście Krewetka ma na tyle nieskoordynowane ruchy, że połowa tego, co chce zjeść ląduje na ziemi, a potem w moim malutkim brzuszku. Nie o to mi jednak w całej tej współpracy chodzi.

Nic to jednak. Nadal nie pozwalam uszom opaść i czekam na lepsze czasy. Nie ustaję w kombinacjach nad znalezieniem jakiejś zabawy, która by mi się podobała, a w której Krewetka byłaby dobra. Mam nadzieję, że wkrótce to nastąpi.

Pozdrawiam Was serdecznie

Wasza biedna, zapomniana, niewymiziana Nala.

Strona 1 z 212