O nowych znajomych
O nowych znajomych
Znów bardzo długo do Was nie szczekałam i znów nie mam absolutnie nic na swoje usprawiedliwienie. No może oprócz powrotu mojego przyjaciela lenia… Ale jak wiecie- ja kocham każdego (także wspomnianego lenia) i skoro on powrócił- nie mogłam go pozostawić samemu sobie. Zatem przez większość minionych dni, razem z mamą dotrzymywałyśmy mu towarzystwa w łóżku, na fotelach, a czasem i na podłodze. Z miny taty wynikało, że bardzo nam zazdrości harców z leniem i chętnie by się przyłączył, ale biedak ma ostatnio dużo pracy, w związku z czym zaniedbuje kontakty towarzyskie z naszym często powracającym gościem. Dobrze, że i ja i mama, mamy dużo cierpliwości i zajmujemy się nim z nawiązką jeszcze za tatę. Wdzięczności w oczach ojca jednak nie zaobserwowałam…
Zaobserwowałam jednakże, że w okolicach naszego nowego domku mieszka bardzo dużo piesków. Na nieszczęście większość z nich wychodzi na podwórko jak my mamy pełne łapki roboty z zabawianiem naszego częstego gościa, albo jak szykujemy jedzonko, albo jak odpoczywamy po szykowaniu jedzonka i jedzeniu. Udało mi się jednak poznać paru z nich. Z niektórymi wymieniłam tylko grzecznościowe powąchiwania, inni dali mi jasno do zrozumienia, że na bliższe relacje z nimi nie mam co liczyć (że niby za duża jestem czy jakoś tak, ale nie wiem o co naprawdę im chodziło, bo to przecież oczywiste, że jestem całkiem malutka…szczególnie po ostatnim schudnięciu…). Znalazła się też grupa piesków, z którymi szybko przełamaliśmy pierwsze lody i rozpoczęliśmy szaleńcze ganianie dookoła poddomowego placu zabaw dla małych i większych bezsierściowców. Szkoda tylko, że jak dla mnie, to trochę za szybko biegali i często musiałam krzyczeć, żeby zwolnili, jeśli nie chcą, żebym całkiem straciła ich kupry z zasięgu wzroku. Mam nadzieję, że nowe znajomości będą się ciekawie rozwijały.
Nadzieję mam również na poznanie wspomnianych już małych bezsierściowców, bo jak się okazuje- ich też jest tutaj pełno. Cieszę się, bo mali bezsierściowcy są przemiłymi kompanami zabaw i nie biegają tak szybko jak pieski. Nie muszę się więc martwić, że gdzieś mi uciekną. Poza tym są tak fajnie nieporadni i śmiesznie się poruszają, że na widok ich harców aż mi się mordka sama uśmiecha. Mama też się cieszy, że jest ich dużo, bo mówi, że przynajmniej jej szczenię będzie miało z kim się bawić. Phi! Zupełnie, jakbym ja jej do tego nie wystarczała! Ale spoko, spoko- już ja je zagarnę tylko dla siebie. Niech no tylko wylezie w końcu z maminego brzucha! No, chyba że w tym czasie znów odwiedzi nas leń, to będzie musiało radzić sobie samo. Bo wątpię, żebym ja, a tym bardziej mama, zrezygnowała z wylegiwania się na kanapie, na rzecz zajmowania się nieporadnym bezsierściowcem…