Archive for marzec, 2010

29
mar

Czasem ja mam lepiej

   Posted by: admin    in Hauchiwum

Czasem ja mam lepiej

Nie raz pisałam o niesprawiedliwości wynikającej z różnego traktowania mnie i krewetki przez naszych rodziców. Muszę jednak przyznać, że jak dotąd wymieniałam te punkty, w których to krewetka miała o wiele lepiej ode mnie, pomijając z premedytacją te, których ona mi zazdrości. W prawdzie nigdy mi nie mówiła, że zazdrości mi tego czy tamtego, ale to z pewnością wynika z faktu, że krewetka nie mówi, a nie nie zazdrości. Tak czy siak, wierzycie czy nie, przyznaję się do tego czy nie- często to ja mam o wiele lepiej.

Przykładowo- krewetka wychodzi na spacer raz dziennie. Ja wychodzę rano, po południu i wieczorem, a czasem nawet częściej, jeśli zasymuluję potrzebę tego grubszego. Wspomniane to grubsze natychmiast po zrobieniu odczepia się ode mnie, podczas gdy krewetka musi czekać i śmierdzieć, aż ktoś jej to zabierze. Poza tym, biedactwo chyba stale ma problemy z odpowiednią tego konsystencją, co wnioskuję z faktu, że gdy ja mam z tym problem to dostaję od mamy tableteczkę, po której problem ustępuje. Krewetka dostaje lekarstwa pięć razy dziennie i strasznie się przy nich krzywi, co w sumie jest całkiem logiczne, bo rodzice nazywają te lekarstwa „wita miny„. Jak się pewnie domyślacie, nazwa ta oznacza, że po ich przywitaniu, czyli spożyciu należy powykrzywiać paszczękę, robiąc dziwne miny. I jeszcze co do wychodzenia, to ja faktycznie mogę chodzić! Ona jedynie leży i dziwnie wymachuje odnóżami. Nawet w czerwonym potworze leży w specjalnej klatce, podczas gdy ja mogę brykać i fikać po nim całym. No prawie całym. W sumie po tylnej kanapie tylko, ale mogę.

Mogę również wyjadać jedzonko z miski i prosić o nie (i co najważniejsze- dostawać) różnych bezsierściowców. Ona biedna nie je wcale. Nie może też mnie polizać, choć ja ją liżę codziennie, bo ma za mały język (pewnie też dlatego właśnie nie je). Może za to wyrwać mi sierść z kupra, co nie stanowi jednak żadnej przewagi nade mną. Ja przecież też mogę jej powyrywać sierść wymienna, ale nie czynię tego, co świadczy o mej dorosłości (wolę rozmnażać moje zabawki). Co do sierści właśnie- choć tej wymiennej ma krewetka dużo więcej niż dużo– nigdy nie jest ona choć w połowie tak piękna, jak moja własna!! A domyślam się, że to z winy rodziców. Wszak każdy wie, że zbyt dużo środków chemicznych niszczy sierść, a krewetka prana jest codziennie. I to używane są do tego okropnie śmierdzące i pewnie żrące (bo śmierdzące) specyfiki…

Jak widzicie- w wielu dziedzinach życia każdy goldenek będzie miał lepiej od krewetki.

Na koniec jeszcze muszę Wam wyznać, że w końcu odkryłam po co rodzice hodują to nieporadne i do niczego nieprzydatne zwierzę. Usłyszałam bowiem w telewizorku, że krewetki się zjada. Mało tego- jest to danie dość wyszukane i drogie. Zastanawiam się tylko, czy rodzice zamierzają ją zjeść sami, gdy już osiągnie wymagane rozmiary, czy też sprzedadzą ją do jakiejś restauracji, żeby mieć więcej pieniążków na zachcianki mamy? Cóż- poczekamy- zobaczymy!

22
mar

Prośby

   Posted by: admin    in Hauchiwum

Prośby

Postanowiłam poruszyć temat próśb, bo w nich, a w zasadzie w ich spełnianiu, zauważyłam kolejną, rażącą niesprawiedliwość. Bo widzicie- prędkość i sposób spełniania próśb zależy od tego kto prosi, kogo prosi i jak prosi. A największe różnice w tym zakresie są widoczne, gdy różni członkowie naszego stada proszą o coś mojego tatusia. Przykładowo- moja mama, chcąc od tatusia czegoś, na co on nie ma ochoty- głaszcze go delikatnie, szepnie coś do ucha i po chwili ma to, o co prosiła. Jeszcze łatwiej ma krewetka, bo ona w ogóle nie cacka się z nikim. Jak czegoś chce, to rozdziera japę najgłośniej jak jej wybrakowany, bezzębny pysk pozwala i ekspresowo dostaje to o co prosiła. A czasem nawet dużo więcej, bo tatuś nie zawsze wie o co jej chodzi i daje różne rzeczy, aż w końcu trafi na tą przez którą był cały wrzask. A ja? A ja mogę prosić i błagać i na uszach stawać, a nadal nie mam własnego laptopa, czerwonego potwora i pokoiku.

Ostatnie dni spędziłam na błaganiu tatusia o umieszczenie nowych zdjęć w moim pamiętniczku, bo sama nie potrafię, mama nie umiała mi pomóc, a tatuś przejawiał objawy lenia giganta. W końcu udało mi się i możecie podziwiać wiele moich nowych kuprów w mojej galerii. Ale ile to czasu zajęło… Zajęło go tyle, że aż nie miałam kiedy do Was szczekać, bo w krótkich chwilach pomiędzy proszeniem taty musiałam wypełniać moje domowe obowiązki. O ile prościej byłoby, gdyby mama powiedziała mi co szepcze tacie na ucho! Ale powiedzieć nie chce, bo twierdzi, że za młoda jestem. Albo, gdybym nie miała zębów i potrafiła rozedrzeć paszczękę tak, jak krewetka! Ale me ząbki są goldenkowe i nie chcą mnie porzucić, bo wiedzą, że na dłuższą metę tęskniłabym za nimi. Jestem więc skazana na mozolne wypraszanie każdej rzeczy. Dobrze, że chociaż udawanie konieczności wysiusiania się czy też wytegogrubszegowania działa i wychodzę z tatą na dwór zawsze, gdy mam na to ochotę.

A teraz może jeszcze słowo o tym, co działo się u nas od ostatniego szczekania:
Mieliśmy dużo gości i sami dużo gościliśmy u innych. Nasze mieszkanko całkowicie nadaje się już do mieszkania w nim, choć mamusia już wymyśliła milion rzeczy do poprawy, przez co tata stracił trochę swojej głowowej sierści. Twierdzi, że od myślenia, jak ma na to zarobić, choć z mamą przypuszczamy, że ją sobie powyrywał. Tata zaczął biegać, ja zaczęłam biegać szybciej, przez co dwukrotnie rozwaliłam sobie łapkę i musiałam nosić na niej krewetkowe skarpetki. Krewetka wierci się coraz bardziej i zaczyna dziwnie gadać (jakby nie mogła gadać po ludzku, żeby ją można było zrozumieć…). Bez zmian tylko u mamy- leży na kanapie z krewetką, czasem coś posprząta i denerwuje się, że nie ma czasu dla siebie, że brzuch jej nie chce spadać i że w mieszkanku nie ma jeszcze wszystkiego tego, co jej zdaniem być powinno. A przecież nie ma się co dziwić- skoro cały dzień leniuchuje, to nic samo się nie zrobi!

No i na koniec- cztery dni temu skończyłam dwa latka! I co? I nic!… Nie dość, że absolutnie nic się nie zmieniło, to jeszcze musiałam domagać się urodzinkowych miziań, bo rodzice o mnie zapomnieli. Ani tortu nie dostałam, ani żadnej zabawki… Było mi przykro. Na szczęście, gdy już sobie o mnie przypomnieli- wymiziali mnie dokładnie i obiecali, że w święta mi to wszystko wynagrodzą. Teraz czekam na to z niecierpliwością.

Pozdrawiam Was serdecznie i do poszczekania!



Strona 1 z 212