Golden Retriever portret
Golden Retriever portret
Witajcie kochani!
Nie zgadniecie co się stało! Zostałam zdjęta z podobizny… yyYYyy… to znaczy z tej podobizny zdjęli mi… ??? … no psia kość! Zostałam narysowana! Chciałam zabłysnąć moją znajomością słów, a wyszło jak zawsze. No nic- w każdym razie chciałam się Wam pochwalić, że ktoś mnie narysował. Moja ciocia to zrobiła. Ta od Luny. Zawsze myślałam, że rysowane są tylko piękne kobiety, albo ktoś naprawdę ważny. No i w sumie wszystko się zgadza: jestem kobietą, jestem piękna i jestem ważna. No, przynajmniej dla moich rodziców! Wiecie jak bardzo się ucieszyłam? Ogromnie! Poczułam się jeszcze ładniejsza i jeszcze kochańsza! Cudowne uczucie. Życzę Wam, żebyście też kiedyś zawiśli na ścianie. To znaczy, żeby ktoś Was narysował i powiesił ten rysunek na ścianie, by wszyscy mogli go podziwiać. Tak jak zrobili to moi rodzice. To znaczy- oni tylko mnie powiesili, yyy- rysunek powiesili, a zrobiła go ciocia. Ten rysunek… Eh, aż wysłowić się nie mogę przez to podekscytowanie… HEJ! Wreszcie jakieś mądre słowo mi wyszło! Teraz to czuję się ładniejsza, kochańsza i mądrzejsza. A wszystko to przez moją ciocię, której jestem bardzo wdzięczna. Jeśli to czytasz ciociu, to chciałabym Ci w tym miejscu ogromnie podziękować, a rysunek zamieszczam w galerii, żeby wszyscy mogli go podziwiać. Aha- jakby jednak nie miał Was kto narysować, to chętnie pożyczę moją ciocię. Tylko musicie ją później oddać!
rys.: Joanna Chmielecka
Jeszcze jedno czym chciałam się Wam dzisiaj pochwalić: wczoraj poznałam nową koleżankę. Ma na imię Daisy i jest czarną Labradorką. Ja jak wiecie jestem prawie bielutkim Golden Retriever’em! Moi rodzice, w tajemnicy przede mną, umówili się na wspólny spacerek z jej rodzicami. Na początku nie wiedziałyśmy, jak mamy się bawić, bo ona ma dopiero 14 tygodni, a ja jestem już całkiem duża (nie wiem ile tych tygodni mam, ale na pewno więcej), ale potem jakoś zaczęłyśmy sobie radzić. Nauczyłam ją kopać dołki, a ona mnie… yyyYYYyyy… na razie nic, ale spotkamy się jeszcze i wtedy pokaże mi coś ciekawego. Przy kopaniu dołków piaseczek znów tak cudownie przyklejał się do mojej sierści i noska. Do sierści Daisy nie chciał się kleić, bo miała krótką, za to w zupełności zadowolił się jej noskiem. Śmiesznie z nim wyglądała. Mama mówiła, że całkiem przypomina teraz diabła tasmańskiego. Nie wiem, co to jest ten diabeł, ale chyba coś fajnego, bo mama się uśmiechała, głaskała ją długo i pozwoliła dawać sobie buziaki. Poczułam się troszkę zazdrosna, ale potem pomyślałam sobie, że nie mam o co. Wprawdzie mama poświęca teraz uwagę jej, a nie mi, ale Daisy zaraz sobie pójdzie, a mama zostanie ze mną. W końcu to MOJA mama. Dobrze, że chociaż tatuś pozostał mi wierny i rzucał piłeczkę tylko mi. Wprawdzie Daisy tez biegła ze mną, ale przecież nie po to, żeby ją łapać (bo wtedy biegłaby szybciej), tylko po to, żeby zobaczyć co robi się z piłką po fazie lotu. Myślę, że zdążyła zobaczyć o co chodzi i niedługo tez będzie się tak bawić ze SWOIM tatą.