Moja naiwność nawet mnie zaczyna przerażać. Po całych tych niesprawiedliwościach, które wciąż mnie spotykają na każdym kroku (a goldenkowy krok, wcale nie jest taki długi, jak to sobie pewnie wyobrażacie)- nadal wierzę, że świat jest miejscem dobrym i sprawiedliwym. A tu co? Znów dostaję od życia kopniaka w kuper. I to właśnie od życia… Bo jakby to był kopniak od Krewetki, to wcale bym się nie przejęła- zdążyłam się już przyzwyczaić. Już nawet się nie łudzę, że Krewetka będzie słuchać mamy, gdy ta powtarza, że „Nie wolno bić Nali”. Bo niby dlaczego mały potwór miałby jej słuchać, skoro nie słucham ani ja, ani tata? A potwór jest znakomitym obserwatorem i z pewnością stwierdził, że nie będzie robił sobie obciachu słuchaniem mamy, skoro nikt inny jej nie słucha.
Weekend zaczął się cudownie, radosną nowiną, po której już widziałam oczami wyobraźni te wspaniałe hasanka po łące i zabawy do późnej nocy z rodzicami. Bo wiecie- z tego, co zrozumiałam, to tatuś coś tam wypowiedział i odtąd miał nie chodzić do pracy. Znając taty porywczość i niewygotowany jęzor śmiem przypuszczać, że naszczekał coś szefowi i nie dostał przysmaczków. Ale to tylko moje domysły. W każdym razie odtąd, przez jakiś czas miał zostać w domku. I tutaj zaczęła się moja radość. Mama też wyglądała na ucieszoną. Zdziwienie wymalowało się jedynie na gębie Krewetkowej, kiedy obudziła się w piątek rano i w łóżku mamusi odkryła tatusia (rodzice się śmieją, że dobrze, że naszego tatusia, a ja nie bardzo rozumiem, jak by to mógł być jakiś inny tatuś).
I piątek był rzeczywiście cudowny, aż do momentu, gdy rodzice zapakowali mnie i Krewetkę w samochód, wywieźli do dziadków, a sami pojechali do pracy. Ale zaraz, zaraz- przecież pracy miało nie być! Miał być nieskończenie długi czas wolny na mizianie mnie i ewentualne zajęcie się Krewetą! A tu co? Pół dnia wytrzymali… W tym momencie usłyszałam dzwonek alarmowy w moim łebku. Wkrótce pojawiła się myśl, że to by było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Przygotowałam się więc na tego kopniaka, którego już byłam pewna, że nastąpi.
I nastąpił. Tata nie tylko zajął się szukaniem nowej pracy, ale też zaczął poświęcać sporo czasu jakimś dziwnym rzeczom, które niby wkrótce mają mu pomóc rozwinąć własny biznes. I po co? Przecież mama ma własną firmę… A teraz jeszcze te dwa zajęcia taty… Zrozumiałam, że rodzice mogą mieć dla mnie jeszcze mniej czasu niż zwykle. Bo wiecie- mama już przewala stosy papierków, tata znów znika z domu, a w domu zajmuje się swoimi sprawami. No i w niektóre weekendy zostawiają nas u dziadków. Jeśli będzie jeszcze tylko trochę gorzej, to ja nie wiem co zrobię. Kto mnie będzie miziać? Krewetka jest przecież niereformowalna- wciąż bije, choć ostatnio odnoszę pewne sukcesy na polu nauczania jej zabaw ze mną i piłeczką… Na razie wciąż chodzimy z tatusiem na spacery, a mama stara się mnie przytulać i głaskać i całować, gdy tylko ma wolne ręce. Ale ja wiem, że w złym to kierunku idzie…
I co ma zrobić taki biedny goldenek, jak ja, gdy na każdym kroku wiatr mu uszy na oczy zawiewa? Co zrobić, żeby rodzice nie chcieli pracować?