Archive for listopad, 2010

23
lis

Bestia

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

No i stało się… Wszystko, przed czym przestrzegali rodziców życzliwi ludzie właśnie się urzeczywistnia. Obudziła się we mnie mordercza bestia, łykająca krewetki w całości, a osobniki ciut starsze na dwa razy. I to bez przeżuwania! A wszystko, jak zawsze, zaczęło się zupełnie niepozornie…

Bawiłam się z Krewetką na podłodze. Najpierw piłeczką, którą nawzajem rzucałyśmy sobie pod łapy, potem trochę ringiem, a potem jeszcze szarpałyśmy się moją myszą, z której na dzień dzisiejszy została tylko skórka, bo jej wnętrze uzewnętrzniłam już jakiś czas temu, tworząc sobie zabójczą bródkę, a na dywanie śnieg, który mama zbierała potem kilka dni, bo wciąż jego kawałki wylatywały spod mebli. Potem Krewetka przestała przejawiać chęć do zabawy i odeszła, więc postanowiłam i ja trochę odpocząć. Położyłam się grzecznie na boczku i właśnie zapadałam w błogi sen, kiedy Krewetka powróciła. I zaczęła się na mnie pakować. Początkowo planowałam ją olać, bo już się przekonałam, że jak nie podejmę żadnej akcji, to Krewetka szybko się nudzi i odchodzi. No i mama stwierdziła, że czas ją ode mnie zabrać, bo chyba chcę odpocząć, więc tym bardziej nie przejmowałam się jej zaczepkami. Mama złapała ją za łapy i właśnie odciągała w drugą stronę, kiedy ta niespodziewanie (Krewetka, nie strona) zrobiła nawrót i… ryp tylnym odnóżem prosto w moją paszczękę. I uwierzcie mi- nie chciałam zrobić tego, co zrobiłam, ale paszczęki rządzą się swoimi prawami. Bo, gdy leżysz na boku, paszczęka też leży na boku. I gdy ktoś z góry pierdutnie w odpowiednie miejsce– ta, sama z siebie się rozwiera. Krewetka pierdutnęła w bardzo odpowiednie miejsce. Szczęka się rozwarła. Odnóże Krewetki wpadło pomiędzy jej górną, a dolną część. Odsłonięty ząb potarł krewetoodnóżową skórę. Krewetka się przestraszyła i zaczęła płakać. Ja się przestraszyłam budzącej się we mnie bestii i też zaczęłam płakać. Ale, że nie było tego słychać- postanowiłam uciec. Mama najpierw uspokoiła Krewetkę, potem powiedziała jej, że tak to się właśnie kończy, jak się robi pieskowi krzywdę i oddała ją tacie. A potem podeszła do mnie, mówiąc „biedna Nala” i „grzeczna dziewczynka” i długo mnie miziała.

A ja pytam- jaka „biedna Nala” i „grzeczna dziewczynka”? Jak można mówić coś takiego, o takiej bestii, jaką właśnie się staję? Nie rozumiem bezsierściowców, nie rozumiem…

Na Krewetkowym odnóżu nie pozostał żaden ślad. Za to na mojej psychice ogromna wyrwa. Jak ja mogłam raptem stać się taką bestią? Przecież ona nawet nie jest smaczna. Bo rozumiem, że jak się na coś poluje w celu konsumpcji, to jest to zgodne z teorią rewolucji czy jakoś tak. Ale jak ktoś zagryza dla przyjemności, to już jest coś całkiem nie hau. Nawet nie miał czy jak to tam było… Ehhh- idę spać, może jak się obudzę, to znów będę malutką, śliczniutką, słodziutką Nalą?…

8
lis

Zmiany, zmiany, zmiany

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Moja naiwność nawet mnie zaczyna przerażać. Po całych tych niesprawiedliwościach, które wciąż mnie spotykają na każdym kroku (a goldenkowy krok, wcale nie jest taki długi, jak to sobie pewnie wyobrażacie)- nadal wierzę, że świat jest miejscem dobrym i sprawiedliwym. A tu co? Znów dostaję od życia kopniaka w kuper. I to właśnie od życia… Bo jakby to był kopniak od Krewetki, to wcale bym się nie przejęła- zdążyłam się już przyzwyczaić. Już nawet się nie łudzę, że Krewetka będzie słuchać mamy, gdy ta powtarza, że „Nie wolno bić Nali”. Bo niby dlaczego mały potwór miałby jej słuchać, skoro nie słucham ani ja, ani tata? A potwór jest znakomitym obserwatorem i z pewnością stwierdził, że nie będzie robił sobie obciachu słuchaniem mamy, skoro nikt inny jej nie słucha.

Weekend zaczął się cudownie, radosną nowiną, po której już widziałam oczami wyobraźni te wspaniałe hasanka po łące i zabawy do późnej nocy z rodzicami. Bo wiecie- z tego, co zrozumiałam, to tatuś coś tam wypowiedział i odtąd miał nie chodzić do pracy. Znając taty porywczość i niewygotowany jęzor śmiem przypuszczać, że naszczekał coś szefowi i nie dostał przysmaczków. Ale to tylko moje domysły. W każdym razie odtąd, przez jakiś czas miał zostać w domku. I tutaj zaczęła się moja radość. Mama też wyglądała na ucieszoną. Zdziwienie wymalowało się jedynie na gębie Krewetkowej, kiedy obudziła się w piątek rano i w łóżku mamusi odkryła tatusia (rodzice się śmieją, że dobrze, że naszego tatusia, a ja nie bardzo rozumiem, jak by to mógł być jakiś inny tatuś).

I piątek był rzeczywiście cudowny, aż do momentu, gdy rodzice zapakowali mnie i Krewetkę w samochód, wywieźli do dziadków, a sami pojechali do pracy. Ale zaraz, zaraz- przecież pracy miało nie być! Miał być nieskończenie długi czas wolny na mizianie mnie i ewentualne zajęcie się Krewetą! A tu co? Pół dnia wytrzymali… W tym momencie usłyszałam dzwonek alarmowy w moim łebku. Wkrótce pojawiła się myśl, że to by było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Przygotowałam się więc na tego kopniaka, którego już byłam pewna, że nastąpi.

I nastąpił. Tata nie tylko zajął się szukaniem nowej pracy, ale też zaczął poświęcać sporo czasu jakimś dziwnym rzeczom, które niby wkrótce mają mu pomóc rozwinąć własny biznes. I po co? Przecież mama ma własną firmę… A teraz jeszcze te dwa zajęcia taty… Zrozumiałam, że rodzice mogą mieć dla mnie jeszcze mniej czasu niż zwykle. Bo wiecie- mama już przewala stosy papierków, tata znów znika z domu, a w domu zajmuje się swoimi sprawami. No i w niektóre weekendy zostawiają nas u dziadków. Jeśli będzie jeszcze tylko trochę gorzej, to ja nie wiem co zrobię. Kto mnie będzie miziać? Krewetka jest przecież niereformowalna- wciąż bije, choć ostatnio odnoszę pewne sukcesy na polu nauczania jej zabaw ze mną i piłeczką… Na razie wciąż chodzimy z tatusiem na spacery, a mama stara się mnie przytulać i głaskać i całować, gdy tylko ma wolne ręce. Ale ja wiem, że w złym to kierunku idzie…

I co ma zrobić taki biedny goldenek, jak ja, gdy na każdym kroku wiatr mu uszy na oczy zawiewa? Co zrobić, żeby rodzice nie chcieli pracować?

Strona 1 z 212