Archive for czerwiec, 2011

29
cze

I po zabawie

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Witajcie kochani!
Obiecałam, że wyszczekam Wam jak było, zatem szczekam. Było hau, hał, chał, chau… A na ludzki: było naprawdę iście goldenkowo cudownie. Czwartek był słoneczny, grillowy, mnóstwobezsierściasty, leniwy i obżarty. Piątek hasająco-podgryzająco-lunowy. Sobota obżarto-bezsierściasto-harrisowa (okazało się, że ciocia miała urodziny i inne ciocie wyprawiły imprezę dla niej u dziadków w domku). Niedziela to był czas odpoczynku i łapania kleszczy (babcia znalazła, a dziadek ze mnie wyrwał dwa okazy). Potem przyjechali po mnie rodzice i po uśpieniu Krewetki wszyscy odpoczywaliśmy dalej, a tata odpoczywał głośniej niż zwykle. Słowem- długi weekend się udał.

Swoją drogą, powinniście się nauczyć psiego. Zobaczcie jeszcze raz i porównajcie, ile mi zajął opis weekendu w moim, a ile w Waszym, dziwnym języku… Na pierwszy rzut oka widać różnicę. A to dopiero czubek ogona! Tak nawet ostatnio szczekałyśmy sobie z Luną, jakie to byłoby piękne, gdyby rodzice znali nasz język. O ile łatwiej byłoby się dogadać, gdybyśmy nie musiały co chwila szukać jakichś niedokładnych odpowiedników naszych słów, w Waszym, jakże ubogim języku… Eh- rozmarzyłam się trochę. Jakiś czas temu próbowałam przekonać rodziców do nauki, ale po pierwszym szczeknięciu mieli wzrok, jak za studenckich czasów, więc postanowiłam sobie darować.

A skoro przy Lunie jesteśmy, to niestety muszę Wam poszczekać również o czymś smutnym. Rodzice nie zabraniają nam wprawdzie kontaktów, ale mocno je nadzorują i ostatnio w pewnym momencie rozdzielili nas i nie pozwolili się dalej bawić. Pogrążona w smutku podsłuchałam coś o smyczy następnym razem. Jestem zrozpaczona. A wszystko to przez te moje trefne stawy… W trakcie ostatniej wizyty u dziadków trochę przegięłyśmy i zaczęłam kuleć. Potem ciężko mi było wstać i muszę przyznać, że bolało troszkę. Jak najbardziej rozumiem decyzję rodziców, ale przecież pies nie żonaty- pobawić się musi! Najgorsze, że Luna niedługo wyjedzie, a ja dalej niewybawiona. Cóż, muszę chyba znaleźć sobie jakieś hobby…

22
cze

Długi weekend

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Zacznę od tego, że Krewetce, Hanutowi, Paskudnikowi, czy jak tam jeszcze jest ten stwór przez rodziców nazywany- nic po moim kleszczyku nie było. Mi też nic nie jest, a od tamtego czasu złapałam jeszcze jednego. Tym razem jednak został ze mnie wyrwany łapami mamy, uzbrojonymi w dwuczłonowe metalowe ustrojstwo, zanim zdążył się najeść, zatruć i odpaść. Trzymał się mocno, ale mamy determinacja zwyciężyła i szybko został spłukany w rodzicowym nocniczku.
Pewnie nie wiecie co to nocnik… Ja też nie wiedziałam jak się nazywa to coś, gdzie rodzice porzucają swoje siuśki i to grubsze, ale dzięki Krewetce poznałam to słowo. Nocnik to takie krzesełko z dziurką, na którym się siada jak chce się dokonać zrzutu, przez jakieś 15 minut bawi się z którymś rodzicem, po czym się wstaje i zrzuca to, co ma być zrzucone na dywan. Czasem, jeśli się Krewetka zagapi i nie zdąży wstać, zrzut ląduje W nocniku, czemu towarzyszy śmiech i bicie brawa. Jak mniemam druga opcja jest bardziej preferowana…

Ale nie o nocniku miało być dzisiaj, tylko o długim weekendzie. Jestem uradowana po czubek ogona, bo zapowiada się on świetnie. Jutro idziemy na działkę, gdzie będzie mnóstwo żarełka, dużo bezsierściowców, żarełko, świeże powietrze, żarełko, trawka i słoneczko i Harris. I żarełko oczywiście. A szczęście me zwiększa się z każdą chwilą, bo dziś pada. Jest więc duża szansa na to, że jutro też uświadczę tego cudu na swoim futerku! Nie wiem tylko czemu rodzice patrzą na niebo ze zgrozą i zastanawiają się czy kiszkę ziemniaczaną można mrozić

Potem piątek- wprawdzie tata idzie do pracy, ale jest duża szansa, że będziemy u drugich dziadków, a tam jest Luna! Przyjechała w niedzielę i już dziś się trochę pobawiłyśmy. Eh…szczenięce lata się przypominają. Te podgryzania ogonów i uszu, gryzienie jednego kijka, mimo iż na podwórku jest ich pełno... I to wszystko powtórzymy w piątek! Potem niestety będzie mniej wesoło, bo rodzice jadą do pracy, ale oznacza to, że albo pójdę do dziadków, gdzie jest Luna, albo do dziadków, gdzie jest Harris. Tak czy siak będzie świetnie, choć pewnie będę tęsknić za moimi bezsierściowcami.

Zaczynamy jutro. Trzymajcie łapy, żeby wszystko poszło tak, jak się chodzi najwygodniej! A ja już niedługo postaram się Wam naszczekać jak było.

Strona 1 z 212