Mądrość świata
Obserwując pozadomie stwierdzam, że jest to bardzo mądre miejsce. Wszystko jest jakieś takie logiczne i poukładane. Jedno pasuje do drugiego, wynika z trzeciego i pociąga za sobą czwarte. Piąte też dorzuci swoje trzy grosze, a szóste to już nie ma się czym wpasować i jest smutne, ale to w sumie jego problem.
Wystarczy spojrzeć za okno- od kiedy zrobiło się niegoldenkowo wręcz zimno, chmurki zaczęły wysypywać śnieg, dzięki czemu krzaczki, drzewka, domki i różnokolorowe czerwone potwory zyskały ciepłe, puchowe pierzynki. Mój kuper też poczuł chłód i kazał rosnąć sierści. A ta- zazwyczaj nieokiełznana i dzika, bez szemrania spełniła kuprową zachciankę. Śnieg jest wręcz idealny do hasania, a hasanie powoduje przegrzanie goldeniego organizmu. Pozadomie pomyślało i o tym- sprawiło, że śnieg sam w sobie jest chłodny (mimo, iż jako pierzynka jest ciepły), dzięki czemu organizm się wychładza. W związku z tym, po powrocie do domu rodzicie nie muszą mnie polewać zimną wodą dla ochłody. I dobrze- bo w łapy zimno.
Dzięki nadejściu mrozów nauczyłam się, że jedyną metodą wywierania wpływu na rodziców jest strajk. Bo widzicie- naszemu czerwonemu potworowi, który stał się ciemny chyba też było zimno w łapy. Ma on niedaleko swój własny, najwłaśniejszy domek (czego zresztą zazdroszczę mu od poprzedniej zimy), ale rodzicom nie chciało się go tam zaprowadzić. A sam chyba bał się iść, bo tam trochę ciemno jest. W każdym razie marzł biedak, pomimo puchowej kołderki, aż w końcu nie wytrzymał. Pewnego ranka, gdy rodzice chcieli jechać na zakupy, czerwony potwór, który stał się ciemny kategorycznie odmówił zaryczenia, a tym bardziej pobiegnięcia do sklepu. Dzięki temu heroicznemu czynowi rodzice musieli iść do sklepu na własnych łapach, a od tego pamiętnego dnia co wieczór zaprowadzają potworka do jego domku.
Jako, że nowe jedzonko niezbyt mi smakuje, postanowiłam iść za przykładem potwora i przeprowadzić strajk. Głodowy. Rodzice się nie ugięli (widać jedyna słuszna metoda wywierania wpływu działa tylko, jeśli jesteś czerwonym potworem, który stał się ciemny). Dalej szamam niedobre jedzenie, ale w mniejszej ilości. Za to więcej żebrzę, gdy jesteśmy u babć. Bo w domu to mi raczej mało skapnie, chyba że Krewetka ma dobry humor i dzieli się posiłkiem z bliźnimi (czytaj: ze mną). W sumie, to Krewetka dość często się ze mną dzieli. Nie wiem czy jest to skutkiem faktycznej chęci podzielenia się z siostrą, czy też niesprawności jej śmiesznych, fajtłapowatych odnóży, ale nie jest to ważne. Ważny jest efekt. A ten jest przeważnie bardzo smakowity!