Archive for lipiec, 2012

30
lip

Znów małe zmiany…

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Zacznę od tego, że wreszcie była ta parapetówka. A nawet dwie! Na jednej było dużo bezsierściowców małych i dużych, na drugiej było ich jeszcze więcej. Byłam miziana, ugościłam Harrisa, bawiłam się z małymi potworami (ludzkie dzieci bywają czasem całkiem nieludzkie). Zabrakło mi tylko jednego drobnego szczegółu… Nikt mnie nie podkarmiał! Chyba wszyscy już wiedzieli, że tak naprawdę nie powinno się tego robić, toteż nie robili. A może wcale nie wiedzieli, tylko zagubiłam gdzieś umiejętność robienia oczu kota ze Shrek’a? Nie wiem i postanowiłam w to nie wnikać, bo pomiędzy parapetówkami spotkała mnie przykrość jeszcze większa od braku ludzkich przysmaków…

A zaczęło się niewinnie, bo mama porządkując dokumenty po przeprowadzce, odkryła w mojej książeczce zdrowia, że najwyższy czas mnie pozaczepiać. Czy jakoś tak. W każdym razie- następnego dnia wskoczyłam z nią do wielkiego srebrnego potworzyska, zupełnie nieświadoma tego, co mnie czeka. Po niedługim biegu potwora zatrzymałyśmy się w dziwnie pachnącym miejscu. Już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak i wcale nie miałam ochoty opuszczać bezpiecznego kupra potworzyska. Ale mama zapięła mi smycz, wyciągnęła ze wspomnianego już kupra i nie patrząc na moje protesty zatargała tam… Do miejsca przesiąkniętego złem i strachem… Brrr… Nie słuchała, że nie chcę, że się boję. Wredna baba! Zabolało, gdy lekarz ukłuł mnie w mój piękny, goldenkowy karczek, choć miło z jego strony, że nie wycelował w kuper. Ale właśnie ten kuper stał się celem gorszego ataku… Lekarz orzekł, że trochę mi się przytyło i jeśli chcę nadal trzymać moją dysplazję w ryzach, to niestety muszę się trochę schudzić. Uraz kobiecej dumy zabolał bardziej od zaatakowanego karczku. Choć z perspektywy czasu- chyba jeszcze bardziej od dumy ucierpiał na tym mój wspaniały, goldenkowy żołądeczek… Ludzkich przysmaków nie dostaję prawie wcale. Mama pilnuje Krewetkę, by nie karmiła mnie niczym niezdrowym, sama też się pilnuje, by podczas robienia obiadu nic jej nie „spadło”. Miałam nadzieję, że chociaż tata nie okaże się zimną, psią kobietą, ale pomyliłam się straszliwie. Od niego to już nawet psich przysmaków nie dostaję. Nawet mojego, niezbyt smacznego jedzonka nakładają mi mniej. Dobrze, że niedawno zaczęłyśmy szkolenie Krewetki, jak szkolić mnie, to chociaż za posadzenie kupra na jej znak dostaję jedną trzecią przysmaczka… A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrzebuję tego schudzania, bo jestem piękna i urocza i wreszcie pełnokształtna. Ale tak- pokolenie MTV ma jakiś nienormalnie chudy kanon kobiecego piękna

Na szczęście są też pozytywne zmiany w moim życiu. Rodzice postawili w małym pokoiku taki duuuuuuży, wygodny fotel, a przed nim podłapek. Wprawdzie mam za krótkie (choć oczywiście bardzo zgrabne i słodkie, pomimo opinii że zbyt obfite!) łapki, żeby z podłapka korzystać, ale za to dogadzam sobie na fotelu! A tym samym wprowadzam w żydzie plan zasiedzenia 🙂 Idzie mi znakomicie. Tata tylko raz spytał mamę: „czy Ty to widzisz?”, na co mama odpowiedziała, że widzi i tatę opuściły wszelkie wątpliwości. Domyślam się, że mama wie, że lekarz nie ma racji, ale czuje się w obowiązku by go posłuchać i dlatego rekompensuje mi wszelkie niedogodności pozwalaniem wchodzenia na ich posłania i fotele.

No dobra- wiem, że mama wie, że lekarz wie co mówi. Wiem, że sama już o tym myślała, ale miała nadzieję, że nie jest jeszcze źle. I ja też wiem, że nabrałam troszkę kochanego ciałka, które niekoniecznie jest dla mnie dobre. I zdaję sobie sprawę, że trzeba to zmienić, ale mimo wszystko jakoś tak mnie to boli… Zapomniałam nawet chrumkać i bekać i gazować. A może nie zapomniałam, tylko nie mam czym tego robić?

Nie wiem. Już nic nie wiem… Idę spać, bo głodna jestem

17
lip

Mama nie szczekała, a ja powinnam chrumkać…

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Tytuł moich dzisiejszych wyszczeków może być dla Was zastanawiający, ale już zaraz wszystko wyjaśnię. Zacznę jednak od tego, że nasza buda (z drobnymi wyjątkami) wygląda już jak każda inna buda- da się tu spać, jeść i bawić w całkiem niezłych warunkach. Pokój, który miałam zasiedzieć został już odgruzowany, a nawet odmeblowany. Ponoć kiedyś ma tam być rodzicowe posłanie (czyli także moje, ale nie mówcie im o tym, bo jak na razie udaje mi się ulotnić z rodzicowych nóg zanim oni się rano obudzą, bo wydaje mi się, że tak nie do końca mają ochotę ze mną spać. A może tylko mi się wydaje, że nie zdają sobie sprawy z mojej obecności? Nie ważne…), ale na razie zabrakło im na to tych śmiesznych papierków, w celu posiadania których tak dużo pracują. Swoją drogą pracują chyba nieefektywnie, skoro im tych papierków zabrakło. Rodzice jednak twierdzą, że nie chodzi tu o brak efektów, tylko o fakt, że podczas kupna i urządzania nowej budy zaskoczyła ich wysokość nawet tych wydatków, które przewidywali. A pojawiło się wiele, wiele innych, nieprzewidzianych zupełnie. No cóż wszyscy wiemy, że tłumaczą się winni…

I właśnie tą winę potwierdza ostatni brak szczekania mamy. A było to tak: rodzice, jak to często zwykli robić, oddali nas do dziadków i pojechali do pracy. Tak jak zwykle pojawili się po nas następnego dnia. W sumie wszystko było tak, jak zwykle, za wyjątkiem jednego, małego szczególiku. Mama zupełnie nie mogła nic zaszczekać. Bardzo cichym szeptem wyjaśniła dziadkom, że ok. 23:00 całkiem straciła głos i całą pracę musiał dokończyć za nią tatuś. Dziwnie się patrzyło, na niemówiącą nic mamę, ale mi się to całkiem podobało. Mogłam robić wiele rzeczy, których normalnie mi robić nie wolno, a mama nie zwracała mi na to uwagi, tylko dziwnie odnóżami wymachiwała 🙂 Przestało to jednak być śmieszne, kiedy Krewetka, nie słysząc zakazów, o mały włos nie zrobiłaby sobie krzywdy. Na szczęście mama zdążyła podbiec- do tego głos był niepotrzebny. Okazał się jednak bardzo potrzebny do utrzymania ładu i porządku w naszym stadzie i na całe szczęście mama szybko trafiła do specjalisty, który orzekł ostre zapalenie kratami, czy coś takiego (nie wiem co mama robiła w sąsiedztwie krat i nie wiem jak one wywołały pożar, ale wiem, że to właśnie przez to mama mówić nie mogła). Dzięki specjaliście mama zaczęła stopniowo odzyskiwać głos, ale usłyszała, że najlepiej by było gdyby przez pewien czas nie jadła, nie piła, nie próbowała mówić i nie oddychała 😉 Nie wiem czemu mama nie zastosowała się do lekarskich zaleceń. Na szczęście poprawa nastąpiła pomimo jedzenia, picia i oddychania i znów przy pracach domowych mama zaczyna wyć. Ja tam nie mam serca nic jej na to powiedzieć, ale Krewetka czasem prosi „mama, nie śpiewaj…” I mama jej słucha, albo tylko zmienia melodię… Czasem zaczynamy z Krewetką jej wtórować, a ja nawet próbuję chrumkać.

A co do mojego chrumkania- tu sprawa jest banalna. Tata czasem się śmieje, że niektórzy faceci są zdziwieni, gdy odkryją, że kobieta robi to grubsze. Nawiązując do tego- pewnie będziecie zdziwieni gdy się przyznam, że nie jestem taka idealna i eteryczna, jak na to wyglądam. Nie- jestem bardzo ludzka. Robię to grubsze, puszczam bąki, z których Krewetka ma nieziemski wręcz ubaw i często bekam. Szczególnie wtedy, gdy wybiorę się do mojej ulubionej, śmietnikowej restauracji. Zawsze, gdy mi się to przydarzy, słyszę  z krewetkowej paszczęki, że „Nala świnka„. A nie, nie jestem świnką, jestem śliczną, psią kobietą! Może i jej (krewetki, choć wiem, że rodzice też za moimi plecami od świń mnie wyzywają…) zdaniem, nie jest to zachowanie godne goldenkowej damy, ale przecież nic nie poradzę na to, że mam układ trawienny! W sumie, jak sobie beknę, to powinni powiedzieć, że „z dwojga złego- lepiej tą stroną”, a nie  wyzywać mnie od świń!!! Postanowiłam zatem zrobić im na złość i będę odtąd najświńszym goldenkiem świata. Zamierzam też chrumkać, zamiast szczekać i popiskiwać! Trzymajcie kciuki za moją walkę z nietolerancją!

Chrum, chrum!

Strona 1 z 11