Nowe obowiązki
Nowe obowiązki
Czuję się ostatnio totalnie przeobowiązkowana. Nie dość, że muszę wykonywać moje normalne, codzienne powinności, takie jak wyciąganie rodziców (teraz głównie taty, choć mama też coraz częściej wychodzi) na spacer, wtykanie im zabawek do łap, żebranie o jedzenie i spanie, to teraz jeszcze doszły mi nowe obowiązki.
Przede wszystkim odwiedza nas teraz sporo gości, a że mama ma często łapki zajęte krewetką, to ja muszę się nimi zająć. Kawy co prawda im nie zaparzę, ale jestem wprost nieoceniona w zabawianiu ich. Z jednej strony jestem trochę zazdrosna, bo przychodzą podziwiać krewetkę, a nie mnie. Jednak poczucie dobrze spełnianego obowiązku sprawia, że czuję się ważna i potrzebna, więc zazdrość odrobinę przechodzi. Z resztą- o co tu być zazdrosną? Krewetka nie potrafi przeskoczyć płotu (w ogóle mało się rusza), ani wyżebrać jedzonka (jak na razie nic nie je, tylko wysysa coś z mamy, ale o tym już pisałam), ani rozmnożyć zabawki (prawie nie zwraca na nie uwagi, choć jej zabawki są bardzo ciekawe i żeby nie było im przykro, to czasem ja zabieram się za ich rozmnażanie. Oczywiście tylko wtedy, kiedy chwilowo nie mam żadnego obowiązku do wypełnienia…). A skoro ja potrafię więcej, to nie mam jej czego zazdrościć. No może tylko czasu, jaki spędza ona z mamą, zabierając go mi…
Oprócz tego- to do mnie należy obrona krewetki przed światem. Jak płacze, a nie ma przy niej żadnego rodzica- muszę wołać mamę. Jak płacze na rękach innych niż rodzice bezsierściowców- muszę sprawić, by wróciła do łapek rodziców. Najczęściej wystarczy poskakać na nich, aby czym prędzej oddali krewetkę. Kiedy ktoś obcy nachyla się nad nią (jak ostatnio śmiała to uczynić pani od środowiska, czy jakoś tak), muszę znaleźć się pomiędzy nimi, żeby w razie czego to mi się oberwało, a nie tej bezbronnej istotce. Muszę też uważać, gdy w pobliżu jest Luna czy Harris. Bo oni koniecznie by chcieli się z krewetką pobawić. Ale hola hola! To moja krewetka! I wara od niej! Odganiam więc ich- niech poproszą swoich rodziców o własne krewetki!
A wiecie co mnie za to wszystko spotyka? Całkowita niewdzięczność! Rodzice odganiają mnie gdy odgradzam pędraka od potencjalnego zagrożenia, głaskając mnie po kuprze uspokajająco, jakby moja interwencja w ogóle nie była konieczna… A krewetka? Niewdzięcznica jedna! Podczas wspólnego odpoczynku, gdy leżałam w niewygodzie i grzałam ją własnym, niezwykle zgrabnym ciałem– ona wyciągnęła jedno z odnóży, złapała mą jedwabistą sierść z okolic kupra i energicznym ruchem wyrwała wszystko, co zmieściło się w jej łapce. O zgrozo- jak ja teraz się na podwórku pokażę? Z taką łysiną na kuprze… Mama twierdzi, że przesadzam, bo nic nie widać i mój kuper na pewno na tym nie ucierpiał… No może on nie. A moja urażona godność???
Ehhh…