Archive for marzec, 2011

22
mar

Dwie twarze

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Znów długo do Was nie szczekałam, więc właśnie naprawiam swój błąd. Choć to nie do końca mój błąd, a jak zwykle rodzicowy. Bo oni prawie każdego dnia, gdy nadchodzi wieczór zajmują oba komputery i udają, że pracują, odganiając od klawiatur moje spragnione łapy i uszy i trochę śliny. A w dzień do komputera nie może siąść nikt, bo od razu Krewetka pcha się na kolana ze swym kuprem, a mackami wyczynia różne dziwne rzeczy, klikając gdzie popadnie… Pewnie myślicie, że znów nikt nie ma dla mnie czasu, ale na szczęście tak nie jest. W ciągu dnia jest fajnie, choć do pewnego momentu, niestety. Już wyjaśniam dlaczego tylko „do pewnego momentu”.

Bo wiecie- szczekałam Wam niedawno, że Krewetka jest coraz sprawniejsza i coraz bardziej przypomina istotę ludziową (swoją drogą zadziwia mnie fakt, jak w jej przypadku szybko działa ewolucja– z wydającej dziwne dźwięki, bezruchowej postaci, w trochę ponad rok czasu przeobraziła się w prawieludzia). Coraz częściej się ze mną bawi, coraz lepiej rzuca piłkę i nawet zaczyna się ze mną tarmosić uzewnętrznionymi (czyli tymi bez środka, wyciągniętego przeze mnie) zabawkami. Zaczyna ze mną biegać i nawet pomyślałam już o podgryzaniu jej odnóży, ale mama wówczas powiedziała stanowcze „nie”. Darowałam więc sobie podgryzanie i skupiłam na podstawianiu jej pod pysk piłeczki. I tu właśnie pojawia się to „do czasu”. Okazuje się, że rozochocona Krewetka przeobraża się w prawdziwie złośliwą i krwiożerczą istotę. Już nie poprzestaje na tarmoszeniu ogona i piszczeniu wprost do ucha- o nie! Krewetka odkryła, że boję się balonów, więc jak tylko jakiś dorwie (a rodzice trochę ich mają, bo ponoć są im potrzebne do pracy), to zaczyna z nim za mną biegać i strasznie ją bawi, że ja uciekam. Próbowałam nie uciekać, ale to tylko spowodowało balonobombardowanie mojego pyska i kupra. W tym momencie jedynym bezpiecznym miejscem jest miejsce pod nogami rodziców i często teraz właśnie tam można mnie znaleźć. Stałam się więc psem zanogowym. Nie przeszkadza mi to jednak, bo tam jestem chroniona. Najgorsze jest jednak to, że nigdy nie wiem, kiedy Krewetka zechce pokazać swoją drugą twarz. W związku z tym nie jestem w stanie przewidzieć balonowego zagrożenia i zbieram parę balonociosów nim rodzice zdążą mnie obronić.

Zostałam również odcięta od stałego dostępu do jedzenia i wody. Przyczyniła się do tego oczywiście opisywana wcześniej istota, która jak tylko zobaczy którąś z misek na podłodze, zaraz sprawia, że jej zawartość ląduje wszędzie, tylko nie w pierwotnym miejscu przeznaczenia. Mama ze swym sprytem oraz tata ze swą stanowczością nie byli w stanie zapobiegać tym niecnym procederom (ze względu na zadziwiającą szybkość Krewetki oraz jej macek). Postanowili zatem, że chwilowo miski będą opuszczane z blatu szafki na podłogę tylko na czas szamania i wodopojenia. Na szczęście rozumieją, że wodopojenie musi się odbywać o wiele częściej niż szamanie…

Będę kończyć, bo chcę odpocząć po kolejnym dniu walk partyzanckich. Obiecuję, że znów zaszczekam do Was niedługo!

 

P.S. Tata się wtrąca znów (chyba trzeba będzie się przyzwyczaić):

Shafty dart

Lotki softip

A dla ciekawych jak zbudowana jest tarcza do darta:

Budowa tarczy dart

Dziękuję za uwagę- do następnego!

6
mar

Jupi!!!

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Kochani moi!

Nie uwierzycie pewnie w to, co się niedawno stało i nadal dzieje, bo i ja sama jeszcze nie bardzo mogę w to uwierzyć.  Ale jestem bardzo, ogromnie, goldenkowo przeszczęśliwa! Krewetka jest zdrowa i skora do zabaw, jak nigdy dotąd. Rodzice też są zdrowi i (jakby szczęścia było za mało) prawie nie pracują. Wprawdzie tata rozpoczął gdzieś pracę i do południa go nie ma, ale ja się wówczas nie nudzę. Za to wieczorami jest w domu i nie siedzą z mamą ciągle przy komputerkach. Ponoć najgorszy okres opanowali i do następnej dostawy mają tylko małe, bieżące sprawy do załatwienia. No i w weekendy są prawie cali moi, bo zaczął się post, czy jakoś tak, więc nie wyjeżdżają po kolejne papierki na przysmaczki.

Moje dni są świetne. Najpierw, wczesnym rankiem, zaczynamy od spacerku z tatusiem. Wprawdzie są to spacerki raczej krótkie, bo tata jakoś nie może wstać, gdy dzwoni budzik i potem ze wszystkim się spieszy. Ale spotykam zapomnianych znajomych (jak tata nie pracował, to wychodziliśmy później i te wszystkie pieski były już dawno na porannym dodrzemywaniu) i brykam w niższych temperaturach (słoneczko jeszcze nie zdąża nagrzać pozadomia), co jest zbawienne po nockach w naszym ciepłym domku. Potem tata wychodzi, zostawiając mi pod opieką Krewetkę i mamę oraz swoją połowę łóżka, z której już po chwili robi się połowa połowy, bo obie okropnie się rozpychają. Gdy budzę się po raz drugi, a w zasadzie- gdy jestem nieczule budzona przez Krewetkę ślinieniem mojego nosa i wyrywaniem futra z ucha– jemy śniadanie, a potem dziko brykamy po domu. Muszę przyznać, że od moich ostatnich szczekań Krewetka poczyniła duże postępy, zarówno w chwytliwości łap, koordynacji ruchowej, prędkości poruszania się i wymyślaniu nowych tortur dla mojego biednego ogona. Na szczęście mama, jak na swój podeszły wiek, całkiem jest jeszcze dziarska i w miarę szybko ratuje mnie przed tą okrutną istotą. No i nagradza za cierpliwość, co jest warte większości krewetkowych tortur.

Najbardziej podoba mi się zabawa w rzucanie piłki- Krewetka rzuca ją z wielkim rozmachem, a ta ląduje tuż przed moim nosem. Hania, bo tak jest ostatnio nazywana częściej niż „Krewetka”, jest szczęśliwa, że w ogóle udało jej się tą piłkę rzucić. Wbrew pozorom to jest trudniejsze, niż się Wam wydaje, bo piłkę trzeba chwycić, trzymając ją zamachnąć się i w odpowiednim momencie wyrzucić tak, żeby nie trafić się we własny pysk. Mi do tej pory się to nie udaje, choć domyślam się, że to przez brak przeciwjeziornego kciuka. A może „przeciwstawnego”?  Jakoś tak… W każdym razie ja też jestem szczęśliwa, bo lubię podawać piłkę, nawet jeśli ląduje tuż przed moim nosem. Lubię też, jak Hania ma w łapie jedzenie i ucieka przede mną, gubiąc co chwila jakiś smaczny kąsek. Mama często powtarza jej „nie uciekaj, przecież Nala Ci tego z rączki nie wyciągnie”, ale na szczęście Krewetka nie słucha i z piskiem radości ucieka dalej. Szczekam „na szczęście”, bo gdyby stała w miejscu, to nie gubiłaby co chwila tego, co gubi (okazuje się, że jednoczesny bieg i zaciskanie łapy na czymś też jest jeszcze poza jej zasięgiem).

Gdy tata wraca i wszyscy zjemy to, co mama nam powrzuca do misek– udajemy się na długi spacer. Najczęściej mały potwór ma przywilej poruszania się we własnym pojeździe, choć powoli zaczyna poruszać się po pozadomiu na własnych dwóch łapach. Po powrocie błogie lenistwo i chowanie się przed potworem, który o tej porze staje się naprawdę potworny. A gdy on wreszcie zasypia- mizianie, mizianie i mizianie z mamą, bo tata najpewniej coś w tym czasie tworzy. Potem jeszcze wyjście na siusiu, umyć łapki w kałużach i spać… Błogość… Niech to trwa jak najdłużej!

Ja kończę, bo czas na mizianie, ale macie jeszcze coś od tatusia:

Tarcze dart sizalowe
Lotki dart

A jeśli nie wiecie, jak zbudowane są lotki do darta, to jeszcze:
Budowa lotki dart

I to póki co tyle. Nie pytajcie mnie- ja naprawdę nie wiem, o co chodzi.

Strona 1 z 11