Wybrakowani?
Od moich ostatnich wyszczeków minęły zaledwie dwa tygodnie, a mój świat znów wywrócił się do góry łapami i ogonem. W sumie, to ja nadal jestem szczęśliwa, tylko ludzka część mojego stada chyba trochę mniej…
Pamiętacie, jak pisałam, że mama zgubiła swój stukliwy bucik? No więc bucik się odnalazł, tylko nie wiedzieć czemu- na nodze taty! Książę chyba się trochę pomylił, albo znudziło mu się czatowanie na mamę i dopadł tatę, gdy ten był bez obstawy. A zaczęło się całkiem niewinnie. Tata wybrał się wczoraj na swoją cotygodniową dawkę odpoczynku od nas, zupełnie normalnie (wiem, że biega wtedy za piłką i zupełnie nie rozumiem, czemu nie woli rzucać piłki mi), a wrócił nienormalnie późno, mając już na nodze odnaleziony bucik mamy. Nie wyglądał za zbyt uszczęśliwionego odnalezieniem zguby. Brakowało mu tylko tych dwóch dodatkowych, sztucznych odnóży, które razem ze stukliwym bucikiem dostała mama. Dziś jednak odnalazły się i odnóża, w dodatku większe. I znów się ich trochę przestraszyłam. Ale potem przypomniałam sobie, że ostatnio nie zrobiły mi nic strasznego, więc postanowiłam przestać się bać. I przestałam! Tak więc ja się już nie boję, a tata sobie dzielnie stuka trzema odnóżami i nie wydaje dźwięku swoją bezbutową odnogą.
Ja na razie się cieszę, bo Krewetka nadal poświęca mi mnóstwo uwagi, czasem aż za mnóstwo 😉 Do tego mama zabiera mnie ze sobą zawsze, gdy opuszcza dom. Wczoraj wieczorem wyszłam na spacer właśnie z nią, co mnie cieszyło, bo od pojawienia się Krewetki najczęściej wychodziłam z tatą, który sporo mi na pozadomiu zabrania. Dziś rano zostałyśmy z Krewetką wywiezione do babci, bo mama musiała jechać do weterynarza, a po obiadku wzięła mnie ze sobą na spacer, bo musiała jakieś paczuszki powysyłać (zawsze robił to tata, a ja zostawałam w domu).
A mama jechała do weterynarza, bo znów kuśtyka. Problem jest taki, że ponoć nic sobie nie zrobiła, więc nie wiadomo skąd to kuśtykanie. I teraz lata po weterynarzach, by znaleźć problem. To właśnie ostatecznie skłoniło mnie ku rozmyślaniom, czy moi bezsierściowcy są jacyś wybrakowani?
Ja też często bywałam u pani doktor, gdy byłam mała (i Krewetka tak samo). Ale jak już dorosłam- bywam tam jedynie na szczepienia. Fakt- trzeba uważać na moje kopnięte stawy, ale uważamy (bardziej rodzice niż ja) i nic złego się nie dzieje. A reszta mojej rodziny? Jak nie szczekają, to kichają. Jak nie kichają, to kuśtykają. Jak nie kuśtykają, to są zmęczeni. Jak nie są zmęczeni, to nie mają na nic ochoty… Czy oni są jacyś wybrakowani? Czy w innych stadach też tak jest, czy tylko moje ma jakiegoś paskudnego pecha? Czy przetrwamy to jakoś? Bo przecież teoria rewolucji, czy jakoś tak, mówi jasno: przetrwają tylko najsilniejsze osobniki… Czy powinnam znaleźć sobie nowe, niewybrakowane stado?
Nie! Chyba za bardzo ich kocham… Ciekawe tylko co będzie, jeśli mama też dorobi się znów stukliwego bucika? Czas pokaże… Na razie nadal jestem szczęśliwym goldenkiem!…