Archive for listopad, 2011

27
lis

Spełnienie prośby

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Kochani moi, a w szczególności kochana Golden-maniaczko!

Szczekam dzisiaj, bo obiecałam. A jest to dzień szczególny dla wymienionego już bezsierściowca, zatem i moje wyszczeki będą inne niż zwykle. Bo zacznę od życzeń urodzinowych.
Kochana moja- minął Ci kolejny rok życia, co jak wiadomo, u bezsierściowców trwa bardzo długo, zatem musisz być już bardzo stara. W związku z tym rzeczą priorytetową jest, aby życzyć Ci zdrowych stawów, serducha i oczu. Stawy są bardzo ważne, żebyś mogła brykać i fikać i dzikohasać się na polach i łąkach. Oczy po to, abyś widziała dokąd się dzikohasasz, abyś w porę dostrzegała zagrożenia i ewentualne nagłe pojawienie się jakiegoś przystojnego psa (choć wiadomo, że żaden nie dorówna Szarikowi….). Ewentualnie, byś mogła szybciej namierzyć pyszne, nadworne żarełko, choć tu ważniejszy jest węch. No a serce? W sumie to nie wiem po co to, ale ponoć musi być i bić, co tylko świadczy o ludzkiej i psiej naturalnej skłonności do agresji (choć ja niezbyt jestem do niej skłonna, a moje serducho i tak wciąż okłada jakiegoś niewidzialnego przeciwnika).

Życzę Ci stałego dostępu do wody pitnej i ukochanego jedzonka, choć  z tym ostatnim nie można przesadzić, bo potem trudniej się biega i częściej trza na to grubsze chodzić ;). Życzę też częstego spuszczania ze smyczy przez Twoich bezsierściowców. Zaraz… Ty jesteś bezsierściowcem, więc życzę tego Twojemu psiakowi. Życzę wygodnego, ciepłego i suchego miejsca do spania, mnóstwa zabawek, częstych kąpieli i co najważniejsze-  miziań i miłości od każdego, kogo spotykasz. Tak abyś była naprawdę szczęśliwym goldenkiem. YYY…- Golden-maniakiem znaczy się 🙂 Tak na marginesie jeszcze dodam życzenia, aby się Ciebie kleszcze nie czepiały, bo wredne są to stworzenia.

Jak widzicie- życzę Golden-maniaczce wszystkiego, co najlepsze. Mimo, iż reszta z Was pewnie nie ma dziś urodzin, to Wam życzę tego samego, bo każdemu życzę dobrze 🙂 I serdecznie Was pozdrawiam, a w szczególności naszą dzisiejszą jubilatkę, która zapewne już macha ogonkiem (tak, jak obiecała). Do następnego poszczekania!

 

P.S. Korzystając z okazji chciałabym serdecznie pozdrowić dzieci z przedszkola w Łodzi i jeszcze serdeczniej Panią Agnieszkę, która tym dzieciom czyta czasem moje wyszczeki! Jestem niezmiernie uradowana, że tak wielu małych bezsierściowców mnie lubi 🙂 Wam życzę wielu kąpieli błotnych, bo jak wiadomo- jest to najlepsze, co może spotkać każdego goldenka. Mam tylko nadzieję, że Wasi rodzice są równie wyrozumiali. co moi :). A jak nie, to mam nadzieję, że Pani nie przeczytała Wam przedostatniego zdania…

P.S.2 Nie wiedziałam, że na małej łodzi może się zmieścić całe przedszkole, ale najwidoczniej piesek uczy się całe życie…

16
lis

Wybrakowani?

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Od moich ostatnich wyszczeków minęły zaledwie dwa tygodnie, a mój świat znów wywrócił się do góry łapami i ogonem. W sumie, to ja nadal jestem szczęśliwa, tylko ludzka część mojego stada chyba trochę mniej…

Pamiętacie, jak pisałam, że mama zgubiła swój stukliwy bucik? No więc bucik się odnalazł, tylko nie wiedzieć czemu- na nodze taty! Książę chyba się trochę pomylił, albo znudziło mu się czatowanie na mamę i dopadł tatę, gdy ten był bez obstawy. A zaczęło się całkiem niewinnie. Tata wybrał się wczoraj na swoją cotygodniową dawkę odpoczynku od nas, zupełnie normalnie (wiem, że biega wtedy za piłką i zupełnie nie rozumiem, czemu nie woli rzucać piłki mi), a wrócił nienormalnie późno, mając już na nodze odnaleziony bucik mamy. Nie wyglądał za zbyt uszczęśliwionego odnalezieniem zguby. Brakowało mu tylko tych dwóch dodatkowych, sztucznych odnóży, które razem ze stukliwym bucikiem dostała mama. Dziś jednak odnalazły się i odnóża, w dodatku większe. I znów się ich trochę przestraszyłam. Ale potem przypomniałam sobie, że ostatnio nie zrobiły mi nic strasznego, więc postanowiłam przestać się bać. I przestałam! Tak więc ja się już nie boję, a tata sobie dzielnie stuka trzema odnóżami i nie wydaje dźwięku swoją bezbutową odnogą.

Ja na razie się cieszę, bo Krewetka nadal poświęca mi mnóstwo uwagi, czasem aż za mnóstwo 😉 Do tego mama zabiera mnie ze sobą zawsze, gdy opuszcza dom. Wczoraj wieczorem wyszłam na spacer właśnie z nią, co mnie cieszyło, bo od pojawienia się Krewetki najczęściej wychodziłam z tatą, który sporo mi na pozadomiu zabrania. Dziś rano zostałyśmy z Krewetką wywiezione do babci, bo mama musiała jechać do weterynarza, a po obiadku wzięła mnie ze sobą na spacer, bo musiała jakieś paczuszki powysyłać (zawsze robił to tata, a ja zostawałam w domu).

A mama jechała do weterynarza, bo znów kuśtyka. Problem jest taki, że ponoć nic sobie nie zrobiła, więc nie wiadomo skąd to kuśtykanie. I teraz lata po weterynarzach, by znaleźć problem. To właśnie ostatecznie skłoniło mnie ku rozmyślaniom, czy  moi bezsierściowcy są jacyś wybrakowani?

Ja też często bywałam u pani doktor, gdy byłam mała (i Krewetka tak samo). Ale jak już dorosłam- bywam tam jedynie na szczepienia. Fakt- trzeba uważać na moje kopnięte stawy, ale uważamy (bardziej rodzice niż ja) i nic złego się nie dzieje. A reszta mojej rodziny? Jak nie szczekają, to kichają. Jak nie kichają, to kuśtykają. Jak nie kuśtykają, to są zmęczeni. Jak nie są zmęczeni, to nie mają na nic ochoty… Czy oni są jacyś wybrakowani? Czy w innych stadach też tak jest, czy tylko moje ma jakiegoś paskudnego pecha? Czy przetrwamy to jakoś? Bo przecież teoria rewolucji, czy jakoś tak, mówi jasno: przetrwają tylko najsilniejsze osobniki… Czy powinnam znaleźć sobie nowe, niewybrakowane stado?

Nie! Chyba za bardzo ich kocham… Ciekawe tylko co będzie, jeśli mama też dorobi się znów stukliwego bucika? Czas pokaże… Na razie nadal jestem szczęśliwym goldenkiem!…

Strona 1 z 11