Archive for lipiec, 2010

23
lip

Krewetkowy lot

   Posted by: Nala    in randki w bytomiu

Nigdy bym nie pomyślała, że mój szalony kuper tak się będzie cieszyć na siuśki nieba. Bo wiadomo, że jak niebo siusia, to rodzice nie mają ochoty na długie spacery, a wtedy żaden goldenek nie może być szczęśliwy. Jednak po ostatnim ataku gorąca, wczorajszą burzę i dzisiejszą, poranną ulewę przyjęłam z ogromną radością. Teraz już niebo nie siusia aż tak obficie. Obecnie te siuśki można by nazwać takim małym nieboszczykiem, ale i tak jest bardzo miło. Temperatura w domku spadła. Urządzenie wiatrotwórcze nie było dziś włączane, a i tak nie pocą nam się kupry. Krewetka przyodziała na siebie odrobinę więcej, bo spodenki i koszulkę. Do tej pory bezwstydnica świeciła nagą skórą, przyodzianą jedynie w siuśko- i togrubszołapną szmatkę. Podczas tych upałów żałowałam, że mi nie zakładają takiej szmatki- nie musiałabym wtedy wychodzić na ten gorąc. Ale jakoś przeżyliśmy.

Krewetka z dnia na dzień pokazuje nam swoje nowe umiejętności i bardzo nas tym zadziwia. Ostatnio byłam w szoku, jak udało jej się wsadzić obie tylne łapy do paszczęki. Na raz! I jeszcze mogła ją (tą paszczękę) odrobinę rozciągnąć, bo uśmiechała się przy tym całą mordą. Poza tym jej ruchy stają się coraz bardziej precyzyjne i już nie wyrywa mi całej kępy futra, tylko poszczególne włoski, a najbardziej się cieszy, jeśli jej się uda złapać za wąsa. Na szczęście wąsy tak łatwo nie wypadają, więc jeszcze nie wyglądam tak głupio, jak zapewne będę wyglądać, gdy krewetka nabierze jeszcze trochę siły. Ale to wszystko nic! Bo wiecie- krewetka uczy się latać!… Nie słyszałam wprawdzie nigdy o latających krewetkach, ale mój egzemplarz naprawdę to potrafi! Widzicie- śpię sobie smacznie któregoś poranka, pod łóżeczkiem, bo na łóżeczku za mało miejsca i za gorąco. Śnię sobie o miskach pełnych przysmaków i o nadmorskim macho. Mama też śpi w najlepsze, myśląc, że krewetka robi to samo. A krewetka bawi się i (jak się później okazało) zbiera do lotu. Ja dalej smacznie sobie śpię, a tu nagle- BUM!!!  Krewetka ląduje na mnie, przetacza na podłogę i leży jeszcze bardziej zdziwiona niż ja- wyrwana ze snu i po odkryciu, że krewetka ma supermoce i potrafi latać. Mama też zerwała się szybko, zdziwiona prawie jak krewetka, ale nie tak jak ja i zabrała ją z powrotem do łóżka.

Można by pomyśleć, że krewetka po prostu spadła. Bo wiecie- grawitacja i te sprawy. Ale łóżko zastawione było krzesełkami, a na jego brzegu leżała kołdra, przez którą kreweta nie mogłaby się przetoczyć. A jednak wylądowała na mnie… Oglądałam ją potem dokładnie, ale nie zauważyłam skrzydełek, ani silniczków, ani nic innego co pomogłoby jej oderwać się od ziemi. Łóżka znaczy się.  A jednak musiała latać. Chyba zacznę wierzyć w czary… Od tego momentu mama nigdy nie kładzie krewetki od zewnętrznej. Moja mała, głupiutka mama– myśli, że na czary to coś pomoże…

13
lip

Urlop kaput

   Posted by: Nala    in randki w bytomiu

Jak widzicie- wróciłam i natychmiast szczekam do Was, aby się przywitać i w skrócie opowiedzieć co działo się przez te dni.
Zacznę od cudownej wiadomości: w dzień wyjazdu strup z ogona odpadł, ukazała się pod nim ładna, różowiutka skórka, zatem mama orzekła, że mogę się kąpać i pluskać i chlapać i nawadniać do woli. Na początku wstydziłam się trochę, bo chwilowo miejsce postrupowe pozostało okropnie nieusierścione. Potem jednak rozejrzałam się po otaczających mnie bezsierściowcach i ze zdumieniem odkryłam, że wszyscy oni mają na sobie o wiele mniej sierści wymiennej niż zwykle. Z uwagi na powyższe postanowiłam nie wstydzić się dłużej, tylko czerpać niczym niezakłóconą radość z kąpieli.
Jak się później okazało- radość ta często była zakłócana przez rodziców, gdy tylko do mojej części morza zbliżali się obcy bezsierściowcy, albo gdy z bliżej niezrozumiałych dla mnie powodów wychodziliśmy z plaży i szliśmy do miasta, bądź do domku.

Najbardziej podobało mi się oczywiście w wodzie, gdzie pluskałam się z moimi rodzinnymi bezsierściowcami (a było ich dużo, bo to był taki nadmorski zjazd rodzinny) oraz jednym sierściuchem, Harrisem, który po zamoczeniu kupra wyglądał jeszcze bardziej szczurowato niż zwykle. Morze chłodziło mi kuper, wiatr rozwiewał mą sierść, a muskuły tego gold macho tak pięknie prężyły się gdy wbiegał do wody…eh…rozmarzyłam się znowu… Mówiąc krótko- było bosko.
W mieście było już trochę gorzej, bo był okrutny gorąc, masa bezsierściowców, samochodów, gorąc, zapachy wywołujące zawroty łba i gorąc. Na szczęście rodzice spędzali tam mało czasu, bo tylko na szamanko. No i oczywiście zawsze coś mi ze stołu skapnęło, więc rekompensowało mi to trudy całej domiastowej wycieczki. Bo musicie wiedzieć, że nie ma nic lepszego, niż rybka nad morzem. Wysmażona, niemieszana.
Co do domku, w którym spaliśmy, to podobał mi się bardzo. Miał aż dwa wejścio/wyjścia, dzięki czemu rodzicom ciężej było zatrzymać mnie wewnątrz. A oba musiały być otwarte, jeśli nie chcieli, by w domku zawitał wspomniany już gorąc. Dodatkowym atutem dwóch wejścio/wyjść było to, że można się było ganiać dookoła z małymi bezsierściowcami, które często nas odwiedzały. No i muszę wspomnieć, że było w nim tak duże i wygodne łóżko, że wszyscy razem się na nim spokojnie wyspaliśmy. Nawet Krewetka była zadowolona, choć spała w poprzek.

Bardzo podobał mi się ten urlop, jednak z uwagi na żar lejący się z nieba- ucieszyłam się na powrót do domu. A tu- o zgrozo!- taki sam żar. W mieszkanku panują warunki podobne do tych na zewnętrzu domku. Rodzice szybko pozamykali i pozasłaniali okna i pojechali kupić takie fajne witrotwórcze urządzenie. Jest trochę lepiej, ale i tak kupry pocą się nam niesamowicie i każda czynność okrutnie męczy. Uciekam zatem odpocząć trochę.
Do następnego.