Ehhh…
W sumie na tytule dzisiejszych wyszczeków mogłabym poprzestać, bo oddają one pełen obraz sytuacji… Uwierzcie- może być gorzej, niż było. Wiem to teraz, bo właśnie jest gorzej niż było. Zostałam przymusowo poddana kwarantannie. Siedzimy w domu, prawie nigdzie nie wychodzimy i (o zgrozo!) nikt nas nawet nie odwiedza. A wszystko przez to, że bezsierściasta część mojego stada jest chora. Cała trójca- mama, tata i Krewetka…
Początkowo wydawało się to nawet śmieszne, jak najpierw mama, potem tata, zaczęli próby szczekania. Myślę sobie- super, wreszcie chcą zrobić coś dla mnie i zacząć rozmawiać w moim języku, żebym nie musiała się więcej domyślać o co im chodzi. Bo, jak zapewne wiecie, język ludzki jest pełen zawiłości i ukrytych haczyków. I domyślaj się Goldenku, czy ze słów „trzeba wyjść z Nalą” masz odczytać, że „ogólnie, to czasem trzeba z nią gdzieś iść„, „pójdziemy gdzieś TERAZ”, „pójdziemy po filmie/pracy/obiedzie”…Podeszłam do sprawy entuzjastycznie. Mój entuzjazm osłabł nieco, gdy zaczęli naśladować takie wielkie psy z trąbami zamiast pysków, bo co to niby mi miałoby pomóc. Osłabł bardziej, gdy zaczęli się wylegiwać na swoim posłaniu. A dziś totalnie opadł, kiedy dołączyła do nich Krewetka, nawet nie próbując naśladować żadnej mowy, tylko drąc ryja wniebogłosy i marudzić przy każdej próbie kontaktu.
Zamknęłam się w sobie. Zamknęłabym w sobie też moje zabawki, ale nie wiedziałam jak. Zamknęłabym się chętnie gdzieś w budzie, razem z zabawkami, byle nie słyszeć tego, co dziś słyszałam, ale budy nie posiadam. Czerwony potwór, który stał się czarny, ma swój własny, najwłaśniejszy domek, z którego znów nawet nie korzysta. A mi- biednej istotce, która chętnie stałaby się posiadaczką cudownej w obecnych czasach samotni- nie należy się taki bonus. To niesprawiedliwe!
Leżąc spokojnie na fotelu, potem drugim, a potem na posłaniu rodziców; zasłaniając uszy łapami, a łapy ogonem– dokonałam fantastycznego odkrycia. Oni nie pracują! No- prawie nie pracują… Może po chorobie dalej nie będą tego robić? Ależ byłoby cudownie! Mój entuzjazm lekko podniósł pysk z podłogi i spogląda na nich pełnymi nadziei ślepiami. Ja robię to samo, choć mój pysk nadal najczęściej leży na podłodze, w nadziei, że tutaj dociera mniej krewetkowych odgłosów. Boję się sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości. Ale wreszcie pojawiło się światełko w tunelu!
P.S. Mimo nadziei na poprawę sytuacji, nadal jestem w stanie rozdygotania ogona. Jeśli coś jest dla Was niezrozumiałe, to pytajcie- może ja też siebie zrozumiem i jakoś przetłumaczę o co mi chodziło.
6 szczeknięć jak na razie
Szczeknij do mnie!