Archive for czerwiec, 2011

8
cze

Niezwykły wypadek!

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Kochani moi!

Na początku pragnę Was z całego serducha przeprosić, że byłam ostatnio tak nieszczekliwa! Mało mam na swoje usprawiedliwienie, bo jedynie to, że ostatnio jest gorąco, więc większość czasu spędzamy na pozadomiu. Rodzice mieli pracowite weekendy, więc Krewetka i ja przebywałyśmy wtedy u dziadków, gdzie nikt nie chciał mnie do komputerka dopuścić. A jak już jestem w domku, to Krewetka nie pozwala nikomu nic zrobić, bo zaraz pcha się na kolana i swoimi dalekozasięgowymi mackami próbuje wprowadzać własne poprawki do tekstu. Z kolei, kiedy Krewetka pójdzie spać- wszyscy padają na pyski i marzą tylko o tym, by pójść w jej ślady. Wiem, że tak małe szczególiki nie tłumaczą mojego lenistwa, ale musiałam to wyszczekać, żeby usprawiedliwić się przed samą sobą.

Dziś miałam duuużo wolnego czasu, więc postanowiłam od razu wyszczekać dlaczego go miałam. Wydarzył się dziwny wypadek, po którym mama w popłochu zapakowała Krewetkę pod pachę i wybiegła z domu, a ja na długi czas zostałam w nim samiusieńka jak ogon.

Dzisiejszy dzień zaczął się tak, jak inne dzisiejsze dni. Krewetka wstała, po czym zwaliła z łóżka mamę i mnie. Zjadłyśmy śniadanko (dziś Hania była wyjątkowo hojna i podzieliła się ze mną większością swojego posiłku), potem mama założyła im dzienne sierści wymienne i wzięła się za ogarnianie powieczornego bałaganu. Początkowo obie dzielnie jej pomagałyśmy (Krewetka wrzucała poduszki do łóżka, a ja pilnowałam kołdry, żeby nie uciekła), ale mały potwór szybko się znudził i wyszedł z pokoju. Po chwili wparował do niego z powrotem, z paszczęką zalaną krwią i odrobiną płaczopodobnych dźwięków. Mama pomyślała, że się o coś tą paszczęką uderzyła, ale po chwili jej zaświtało, że wówczas wydawane dźwięki byłyby o wiele bardziej intensywne. Ja wiedziałam o tym od razu, ale nie chciałam psuć zabawy.

Krewetka pokazywała na własną paszczękę, krzywiła się i mówiła „ble, ble”. Mama spytała, czy coś zjadła, a po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi zapytała co zjadła. Wówczas Krewetka zaprowadziła nas do przedpokoju i wskazała coś leżącego na podłodze. Mama spojrzała, po czym z przerażoną miną chwyciła Krewetkę pod pachę, zaniosła do łazienki, wyszorowała jej zewnętrze i wnętrze paszczęki, w międzyczasie usunęła resztki tego czegoś z podłogi, po czym chwyciła za telefon.  Teraz to ja byłam całkiem zdezorientowana, aż w końcu usłyszałam jak mówi „leć szybko do lekarza i pytaj co zrobić, gdy dziecko przegryzie kleszcza”. Już wiedziałam co się stało. Wiedziałam też, że mama rozmawia z tatą, bo on pracuje teraz w szpitalu. Zaczęłam się bać. Po chwili tata oddzwonił, po czym mama chwyciła Krewetkę i… tyle je widziałam…

Zostałam w domku sama. Bałam się, co będzie z potworem, bo wiem, że kleszcze przenoszą choróbska. Dlatego rodzice smarują mnie czymś, żeby te kleszcze mnie nie zarażały. Wiem, że mama bała się też właśnie tego czegoś, co było w mojej krwi, żeby zabijać kleszcze, a co wraz z nią (moją krwią, z przegryzionego kleszcza) dostało się teraz do wnętrza Krewetki… Bo wiecie- ten kleszcz został przyniesiony przeze mnie z łąki, wypił moją krew, po czym się odczepił i musiał leżeć na podłodze, skąd Krewetka go podniosła…To było bardzo długie przedpołudnie…

Na szczęście po jakimś czasie mama wróciła spokojna, z Krewetką i uśmiechem na pysku. Ponoć lekarz, zajmujący się różnymi takimi choróbskami powiedział, że w taki sposób nie można się zarazić żadną chorobą odkleszczową. Na truciznę też nie powinno być reakcji, bo było jej z pewnością zbyt mało, jak na taką wielką bestię. Dla pewności mamy ją obserwować do końca dnia.

Dzień chyli się ku końcowi, więc można stwierdzić, iż ten niezwykły wypadek skończył się szczęśliwie. Jesteśmy spokojni. A ja, nauczona doświadczeniem, apeluję do wszystkich psów: UWAŻAJCIE GDZIE GUBICIE SWOJE KLESZCZE! A najlepiej, to w ogóle ich nie łapcie!!!

Strona 2 z 212