Archive for grudzień, 2010

4
gru

Uczucia do Krewetki

   Posted by: Nala    in Hauchiwum

Wiedziałam, że dla Krewetki trzeba być miłym, bo to takie malutkie, bezbronne stworzenie, nie potrafiące się poruszać, komunikować, czy chociażby jeść normalnie. I byłam miła, mimo iż zabierała mi miłość i uwagę rodziców, długie spacerki z mamą, szalenie wieczorami za piłką oraz połowę miejsca w czerwonym potworze, który stał się czarny. Teraz jednak ponownie odkrywam, że świat jest niesprawiedliwy. Bo wiecie- warunki umowy się zmieniły- Krewetka już nie jest taka mała, ani bezbronna, rusza się całkiem dziarsko, wrzeszczy wniebogłosy i żre jak małe prosie, a ja nadal muszę być miła. Stwierdziłam także, że jednak jestem głupiutkim stworzeniem, bo ja nie tylko nadal muszę być dla niej miła- ja chcę być dla niej miła. Mimo, iż wyżera mamie najlepsze kąski kanapek i obiadków (które kiedyś trafiały całe do mnie, a teraz tylko ich połowa), wyrywa mi futro i pcha łapy do oczu (dobrze, że mama czuwa, bo inaczej chodziłabym z przepaską, jak jakiś pirat z krabów, czy jak to tam było), kradnie zabawki i powarkuje na mnie- i tak kocham tą śmieszną, nieusierścioną mordę.

Uwielbiam te chwile, kiedy ona, mama i ja leżymy na podłodze, depczemy po sobie, szczekamy i drapiemy kupry. A potem bierzemy piłeczki, maskotki, ringi i inne cuda i wpychamy je sobie do pysków, rzucamy pod łapy i biegamy za nimi jak lekko nienormalny pies za własnym ogonem. Szkoda tylko, że Krewetka nie porusza się na tyle sprawnie by mogła ze mną pobiegać na dworze. Bo spadł taki śliczny, mięciutki, bardzo biały i smaczny śnieg. Sięga mi prawie do brzucha, okleja łapy, tworzy białą brodę przy pysku, a do tego, w razie potrzeby, gasi pragnienie i doskonale amortyzuje moje dzikie hasania, które powinny być trochę oddziczone z uwagi na moje stawy… Ze względu na temperaturę, panującą na zewnętrzu domku, która sprawia, że śnieg wydaje przecudowne dźwięki, gdy się po nim dzikohasuje– Krewetka wychodzi jedynie do czerwonego potwora, który stał się czarny i w nim przemieszcza się do punktu docelowego. Przy tym, wyjście takie poprzedzają bardzo długie przygotowania, podczas których nieusierściony pysk krewetkowy smarowany jest śmierdzącym sztucznym tłuszczem, nieusierścione ciało zakrywane wieloma warstwami sztucznej sierści wymiennej, a końcówki odnóży opakowywane w coś o bliżej niezdefiniowanym kształcie. W sumie, to nie dziwię się, że Krewetka porusza się jedynie w czerwonym potworze- w całym tym opakowaniu nakładanym podczas przygotowań przedwymarszowych biedaczka ledwo stoi i wygląda jak skrzyżowanie Terminatora z Predatorem. Nic dziwnego więc, że nie może się normalnie poruszać. A wystarczyłoby, żeby jej sierść wyrosła i nie byłoby problemu. Ale w sumie- przy częstotliwości kąpieli serwowanych jej przez rodziców żadna sierść nie ma prawa wyrosnąć- za dużo detergentów. Czemu o tym nie pomyśleli?

Chociaż nie- na pewno pomyśleli, tylko boją się, że jak nie wykąpią jej każdego dnia, to będzie rozsiewała jeszcze gorszą woń niż teraz. Bo wiedzie- takie Krewetki okropnie śmierdzą jakimś szamponem, balsamem, oliwką czy Szarik wie czym jeszcze. Tylko- skoro nie chcą, żeby tak śmierdziała, to po co po każdej kąpieli z powrotem ją tym wszystkim zaśmierdzają? Eh… pokrętna ludzka logika…

Strona 2 z 212