Nigdy bym nie pomyślała, że mój szalony kuper tak się będzie cieszyć na siuśki nieba. Bo wiadomo, że jak niebo siusia, to rodzice nie mają ochoty na długie spacery, a wtedy żaden goldenek nie może być szczęśliwy. Jednak po ostatnim ataku gorąca, wczorajszą burzę i dzisiejszą, poranną ulewę przyjęłam z ogromną radością. Teraz już niebo nie siusia aż tak obficie. Obecnie te siuśki można by nazwać takim małym nieboszczykiem, ale i tak jest bardzo miło. Temperatura w domku spadła. Urządzenie wiatrotwórcze nie było dziś włączane, a i tak nie pocą nam się kupry. Krewetka przyodziała na siebie odrobinę więcej, bo spodenki i koszulkę. Do tej pory bezwstydnica świeciła nagą skórą, przyodzianą jedynie w siuśko- i togrubszołapną szmatkę. Podczas tych upałów żałowałam, że mi nie zakładają takiej szmatki- nie musiałabym wtedy wychodzić na ten gorąc. Ale jakoś przeżyliśmy.

Krewetka z dnia na dzień pokazuje nam swoje nowe umiejętności i bardzo nas tym zadziwia. Ostatnio byłam w szoku, jak udało jej się wsadzić obie tylne łapy do paszczęki. Na raz! I jeszcze mogła ją (tą paszczękę) odrobinę rozciągnąć, bo uśmiechała się przy tym całą mordą. Poza tym jej ruchy stają się coraz bardziej precyzyjne i już nie wyrywa mi całej kępy futra, tylko poszczególne włoski, a najbardziej się cieszy, jeśli jej się uda złapać za wąsa. Na szczęście wąsy tak łatwo nie wypadają, więc jeszcze nie wyglądam tak głupio, jak zapewne będę wyglądać, gdy krewetka nabierze jeszcze trochę siły. Ale to wszystko nic! Bo wiecie- krewetka uczy się latać!… Nie słyszałam wprawdzie nigdy o latających krewetkach, ale mój egzemplarz naprawdę to potrafi! Widzicie- śpię sobie smacznie któregoś poranka, pod łóżeczkiem, bo na łóżeczku za mało miejsca i za gorąco. Śnię sobie o miskach pełnych przysmaków i o nadmorskim macho. Mama też śpi w najlepsze, myśląc, że krewetka robi to samo. A krewetka bawi się i (jak się później okazało) zbiera do lotu. Ja dalej smacznie sobie śpię, a tu nagle- BUM!!!  Krewetka ląduje na mnie, przetacza na podłogę i leży jeszcze bardziej zdziwiona niż ja- wyrwana ze snu i po odkryciu, że krewetka ma supermoce i potrafi latać. Mama też zerwała się szybko, zdziwiona prawie jak krewetka, ale nie tak jak ja i zabrała ją z powrotem do łóżka.

Można by pomyśleć, że krewetka po prostu spadła. Bo wiecie- grawitacja i te sprawy. Ale łóżko zastawione było krzesełkami, a na jego brzegu leżała kołdra, przez którą kreweta nie mogłaby się przetoczyć. A jednak wylądowała na mnie… Oglądałam ją potem dokładnie, ale nie zauważyłam skrzydełek, ani silniczków, ani nic innego co pomogłoby jej oderwać się od ziemi. Łóżka znaczy się.  A jednak musiała latać. Chyba zacznę wierzyć w czary… Od tego momentu mama nigdy nie kładzie krewetki od zewnętrznej. Moja mała, głupiutka mama– myśli, że na czary to coś pomoże…

Szczeknij do mnie!

Imię (*)
Adres e-mail (nie będzie widoczny) (*)
URL
Treść