Golden Retriever i nieprzewidywalni rodzice
Ostatnio moi rodzice są całkiem nieprzewidywalni. Kiedy mniej więcej nauczyłam się ich mowy i codziennych nawyków, okazało się, że tak naprawdę to nic nie umiem. Albo to oni zaczęli postępować nienawykowo i dlatego nigdy nie wiem, co mnie danego dnia spotka? W każdym razie moje życie ostatnio jest pełne niespodzianek! Dlatego też nigdy nie wiem, kiedy będę mogła coś dla Was wyszczekać i co to będzie. Dlatego tak rzadko ostatnio szczekam. I nie- to nie jest usprawiedliwienie mojego lenistwa. Golden Retrievery nie są wcale leniwe! Kanapy same proszą, żeby na nich poleżeć, bo im samym smutno, a my nie potrafimy nikomu odmówić. I to nie nasza wina, że robią to, akurat jak goldenek (zupełnie nie leniwy oczywiście) się naje. Wiadomo, że wolelibyśmy wtedy pobiegać, ale szkoda nam kanap, więc idziemy na ustępstwa i wylegujemy się na nich. A rodzice zaraz, że leniwiec ze mnie… W sumie tak to może wygląda dla kogoś, kto nie rozumie kanapowego języka, więc wybaczę im te jawne oszczerstwa…
Ale wróćmy może do tej rodzicowej nieprzewidywalności. Kiedy parę weekendów z rzędu spędziliśmy u babć i rodzice zapewniali, że ten (który niedawno się skończył) będziemy w domku i pójdziemy na długi spacer do parku- znów pojechaliśmy do babć. W sumie fajnie, bo jak już nieraz pisałam kocham babcie i dziadków, ale zdążyłam się już umówić na spacer z takim fajnym kawalerem. Nie pisałam Wam o tym, bo nie chciałam zapeszyć. I teraz też nie napiszę wiele, bo się trochę wstydzę… W końcu to sprawy itymnie czy jakoś tak. Napiszę tylko, że to prawdziwy macho. Wiecie- dwuletni zarost, niski szczek, długi ogon… A przez rodziców nie spotkałam go ponownie! Ale- młoda jestem, jeszcze się zdążę z pieskami wybawić!
Kolejny przykład: przyzwyczaiłam się, że od poniedziałku do piątku tata chodzi do pracy. Tęsknię za nim okropnie, ale z drugiej strony- kiedy go nie ma śpimy z mamą do 12, potem idziemy na długaśny spacer, potem trochę sprzątamy, co okazało się być wspaniałą zabawą (pisałam Wam kiedyś jak takie sprzątanko wygląda), jemy RAZEM śniadanie i RAZEM robimy obiad, przy którym mam bardzo ważne zadanie, bo muszę próbować czy wszystkie produkty są smaczne. Tatuś przecież ciężko pracuje na moje przysmaczki i musi dobrze podjeść jak wróci. Nie może więc dostać nic niesmacznego, bo potem ja też dostanę niesmaczne przysmaczki… A ostatnio- istna loteria! Raz tata jest, raz go nie ma. Raz wychodzi z samego rana, jak powinien, a raz muszę czekać i do 10 na moje miejsce w łóżeczku… Co jest? Ponoć załatwia jakieś ważne rzeczy, ale kto go tam wie, skoro wychodzi i nikt nie widzi co robi? A jak go wyrzucą z pracy i nie będzie pieniążków na moje przysmaki? Chyba ktoś powinien z nim poważnie porozmawiać!
Co do spacerów na które chodzimy- one też są jakieś dziwne. O najróżniejszych porach, długościach, odwiedzanych miejscach, spotykanych ludziach, itp. Chyba rodzice wreszcie wzięli sobie do serca konieczność sosja..cja…liza czegoś tam. Zupełnie nie wiem o co w tym chodzi, ale czytałam gdzieś, że to bardzo ważne w życiu szczeniaka. W prawdzie wiekowo już jestem całkiem dorośnięta (inaczej ten macho by się ze mną nie umówił), ale gabarytowo jestem zupełnie malutka (inaczej mama nie byłaby zadowolona gdybym jej wskakiwała na kolana, a chyba jest, bo mówi wtedy, takim cieniutkim głosikiem „Nala…”), więc może mnie to dotyczyć…
Nie wiem, będę obserwować rodzicowe poczynania dalej. Co jest jak najbardziej zrozumiałe, w związku z tym, że stali się nieprzewidywalni. Muszę na nowo poznać schematy ich działania, żeby znów móc spokojnie czekać na to, co wiem, że ma się stać. Trochę zakręciłam, ale chyba wiecie o co mi chodzi? Nie wiecie? Nie przejmujcie się- sama nie do końca wiem… No nic- do następnego!
P.S. Zdjęciów dziś nie będzie, bo rodzicom nie chce się ich robić (a to mnie śmią leniwcem nazywać). Spróbuję coś z tym zrobić, ale chwilowo nic się nie da. Cierpliwości.