Rzecz o uczeniu się

Jak pewnie dobrze wiecie- pieski uczą się całe życie. Zależnie od tego, co preferuje bezsierściowiec, który jest w posiadaniu pieska, może to być nauka sztuczek, posłuszeństwa, rozumienia, a nawet i mówienia. Niektórzy bezsierściowcy uczą też swoje pieski prowadzenia strony internetowej.

Ja natomiast wolę poznawać wszystko sama. Bardzo chciałabym się uczyć na cudzych błędach, ale raczej mi się to nie udaje. Skąd wiem, że sama uczę się najlepiej? Opowiem Wam o dwóch sytuacjach, jakie ostatnio miały miejsce.

Jak Golden Retriever schodzi po schodach.

Odkąd przeprowadziliśmy się do nowego więzienia, mieszkamy wysoko, jak na wieży. Wprawdzie smoka nie ma, a królewicz się nie pojawia, ale nadziei nie tracę. Jak tylko drzwi się otwierały, abym wyskoczyła na dwór, leciałam na zgubienie sierści pędem w dół, waląc ogonem po drzwiach sąsiadów i hamując gwałtownie pod drzwiami wejściowo-wyjściowymi (taki kabaret). Teraz jednak rodzice stwierdzili, że dość tej swawowolki i uczą mnie sztuczki. Wychodzimy z domu i nie mogę zejść po schodach, póki drzwi się nie zamkną kluczykiem. Potem muszę zejść i na następne schodki nie mogę wejść póki rodzice mi nie pozwolą. I tak poruszamy się ślimaczym tempem, przystając po drodze co chwila. Pod ostatecznymi drzwiami wiem już, że jak się otworzą, to jestem wolna, ale do tego czasu jestem pod władaniem rodziców. Bynajmniej. W rzeczywistości jest tak, że po 2 tygodniach ćwiczeń, raz mi się uda, raz nie, czasem mnie poniesie i muszę całe schody pokonywać 4 razy. Ja zbiegnę na dół, a rodzice wołają mnie na górę. Pojawię się w zasięgu wzroku i znów lecę na dół i wołają mnie z powrotem. Także nauka idzie wolno i topornie- rodzice chyba nigdy nie nauczą się, jak goldenkowo zejść po schodach. Ale trzeba też przyznać, że mama wyglądałaby prześmiesznie, gdyby leciała na dół jak ja. Ręka, noga i wszystko inne latałoby między obręczami, jak mama zaczęłaby się staczać ze schodów.

Jak Golden Retriever dowiedział się skąd jest prąd.

Druga sytuacja jest tą, która dowodzi, że samodzielna nauka idzie mi o wiele, wiele lepiej. Najpewniej wiecie, że do działania wielu urządzeń potrzeby jest prąd! A dokładniej to nawet nie tyle prąd co ta dziura w ścianie, do której wpycha się palce, język, a Ci mniej zorientowani wtykają tam wtyczki. Zastanawiałam się długo i solidnie nad tym, jak to działa.

No więc- dawno, dawno temu był sobie Golden Retriever a nie było sobie prądu. Golden Retriever nazywał się AKT, a prąd się nie nazywał, bo go nie było. Brykał on (AKT) po całym domu z wielkim entuzjazyzmem i w pewnym momencie… RYP! i walnął w ścianę. W miejscu tym odbił się jego nosek i kawałek ryjka. Powstały dwie dziurki od noska, a cała energia, z jaką wbiegł w ścianę AKT, skumulowała się w tym odbiciu.

Po dotknięciu tego tworu okazało się, że w tym miejscu powstało właśnie złoże prądu. Bezsierściowcy wymyślili więc szybko urządzenia, które nie są im do niczego potrzebne, ale fajnie korzystają z nowego wynalazku i nadali nazwę. Jako, że wszystko działo się w kącie pokoju, a do powstania odbicia przyczynił się AKT, to po złączeniu powstałą nazwa: kontakt.

Teoria spiskowa- aby było groźnie.

Szkoda mi tylko tych piesków które teraz tak się męczą. No bo owszem- kontakty w domach mamy, ale czy u Ciebie także Golden pierdyknął w ścianę? Domyślam się, że nie. Otóż ludzie, aby zarobić na czymś, na czym zarobić się da, wymyślili sposób przesyłania naszej, pieskowej, energii. Dlatego teraz w elektrowniach całe stada biednych piesków są zamykane w pomieszczeniach i uderzają głowami w ścianę, aby wytworzyć prąd i dla Ciebie!

Dlatego też- oszczędzaj energię! Idź na dwór ze swoim goldenkiem i nie zapomnij zgasić światła!

Szczeknij do mnie!

Imię (*)
Adres e-mail (nie będzie widoczny) (*)
URL
Treść