Bezdomny Golden Retriever

Kochani moi bezsierściowcy!

Zastanawiacie się pewnie dlaczego ostatnio tak rzadko do Was szczekam…? Odpowiedzi są dwie i w dodatku obie są bardzo proste.

Po pierwsze  od kiedy się bardzo zazieleniło chodzimy z rodzicami na wspólne spacerki i robimy (szczególnie z mamą) mnóstwo pysznych rzeczy w kuchni (które w szczególności szama tata i ja), także pozostaje mi mało czasu na szczekanie do Was. Może i miałabym go więcej, gdybym nie przesiadywała tyle w tej kuchni, ale sami rozumiecie- mam tam bardzo ważne zadania, takie jak sprawdzanie jakości używanych przez mamę produktów (najlepsza metoda: węchowo-językowo-brzuszkowa) oraz dotrzymywanie jej towarzystwa i zmuszanie do ćwiczeń fizycznych, poprzez tworzenie przeszkód z mego pięknego ciałka centralnie na środku kuchni. Obie me funkcje są niezwykle ważne, pierwsza- dla zdrowia taty, który je przygotowane przez nas potrawy, druga- dla zdrowia mamy, która twierdzi że się starzeje bo coraz częściej jej strzyka w kościach, w związku z czym mam nadzieję, że nie złościcie się na mój brak czasu.

Golden Retriever na łące

Po drugie, w tych nielicznych momentach, kiedy mam czas- dopada mnie leń. Jest to mój najnowszy znajomy, który jest niewidzialny, a jednak  (nie robiąc nic) potrafi sprawić, że chcę spędzać czas tylko z nim na kanapie, wylegując się na posłaniu rodziców czy też moim własnym, które ostatnio mnie porzuciło (ale o tym później). Ten mój nowy przyjaciel ma na tyle dużą siłę perswazji, że do leniuchowania bardzo często udaje mu się przekonać mamę i niejednokrotnie również tatę. A trzeba zaznaczyć, że przekonanie taty do czegokolwiek nie jest takim prostym zadaniem, czego dowodem może być brak reakcji na me błagalne goldenkowe spojrzenie kiedy chcę czegoś, czego on nie chce mi dać…Tak więc resztę mojego cennego czasu spędzam z moim nowym przyjacielem i korzystam z dobrodziejstw obcowania z nim. Przecież samej głupio by mi było wylegiwać się całymi dniami na kanapie, z leniem- to zupełnie inna para sandałów, kozaków czy jakoś tak.

Golden Retriever śpi na łóżku

Skoro już wytłumaczyłam się przed Wami- mam nadzieję, że wybaczycie mi ostatnie zaniedbania i nie przestaniecie do mnie zaglądać. A teraz możemy przejść do najświeższych wiadomości z mego życia. A nie przedstawiają się one ciekawie, bo zostałam bezdomna. Tak, dobrze czytacie- BEZDOMNA. Wprawdzie rodzice mnie nie porzucili i nie straciłam dachu nad kuperkiem, ale straciłam moje legowisko. Można by więc rzec, że nie tyle jestem bezdomna, co bezposłaniowa, ale „bezdomna” brzmi poważniej. A sytuacja stała się niezwykle poważna, bo muszę teraz spać na łóżku rodziców gdy jest światełko i na dywanie, ewentualnie niewygodnym kocyku- gdy światełka nie ma… Jak zwykle życie i rodzice okazali się niesprawiedliwi, bo przecież ja chciałam dobrze… Ja tak pokochałam to moje legowisko, że chciałam je jak najbardziej rozmnożyć. Najpierw rozmnożyłam jedną, wystającą nitkę. Potem tych nitek było więcej i nadal je rozmnażałam. Potem, od posłania oddzieliły się małe posłanka, które zgodnie z wszelką dostępną mi wiedzą- miały wkrótce urość i stać się zupełnie dużymi, wygodnymi posłankami. A ja, jako idealny przedstawiciel swego gatunku, wyznaję zasadę: „im więcej tym lepiej”, więc oddzielałam następne posłanka. Wtedy dotarłam do wewnętrza posłania głównego i to był pierwszy raz, kiedy pomyślałam, że coś jest nie tak, jak być powinno. Przecież żadna istota nie może funkcjonować z własnym wewnętrzem znajdującym się na zewnątrz wnętrza… Drugi moment, kiedy pomyślałam, że coś jest nie tak był wtedy, gdy rodzice zabrali mi posłanko, ze słowami, że jeszcze krzywdę sobie nim zrobię. Ale wtedy było już za późno. Straciłam swoje posłanko. Jak mniemam poszło ono do posłaniowego nieba i jest mu tam dobrze. A ja mam nauczkę na przyszłość- co za dużo, to nie zdrowo i wnętrze wypada… W każdym razie następnego posłanka rozmnażać nie będę. A wiem że dostane następne i to już niedługo!

Pozdrawiam serdecznie i do następnego poszczekania!

Szczeknij do mnie!

Imię (*)
Adres e-mail (nie będzie widoczny) (*)
URL
Treść