Jestem kobietą czy jakoś tak…
Słuchajcie. Nadchodzą moje przemyślenia, więc będzie groźnie.
Jestem dziewczyną. Owszem- może i mam ogonek tak jak chłopczyki. Mama jednak mówi, że jest za długi, aby mógł świadczyć o tym, że jestem chłopcem (a podobno rozmiar nie ma znaczenia)… no chyba, że byłabym czarna, ale jestem biała. W każdym razie- kobieta ze mnie. Samo imię także do czegoś zobowiązuje- Nala. Wyobrażacie sobie wielkiego, muskularnego labradora w stylu maczo (czarna obroża, zawadiackie spojrzenie, chód jak po operacji tego drugiego ogonka) który ma na imię Nala? No nie pasuje.
Ok- można zaszczekać więc, że jestem dziewczyną. I teraz:
– nie maluję się przed wyjściem przez 55 minut;
– nie wydaję pieniędzy;
– nie szczekam prawie w ogóle;
– nie kupuję jedenastej pary butów;
– mogę z tatą oglądać to co puści i nigdy nie przełączam programu;
– tata mówi do mnie bydlak i nie jest to powód do obrażania się;
i wiele, wiele innych.
Jak więc pokazać, że jednak JESTEM dziewczyną?
Zauważyłam, że kobiety często noszą spódniczki. Wprawdzie miałabym osobiście problemy z depilacją, ale podobno naturyzm jest w cenie, więc postanowiłam nie przejmować się tymi kilkoma włoskami. Spódniczkę znalazłam u bezsierściowców, w drugim pokoju, gdzie jest stos różnych rzeczy Kasi i Martyny. Są klocki, układanki, papiery, kredki i wiele innych rzeczy, którymi bawią się bezsierściowcy póki nie dojrzeją do bawienia się piłką. Chwyciłam taki fajny, jeansowy egzemplarz i zaniosłam go na swoje posłanie. I zrodził się problem- jak ją ubrać?
Z tego też miejsca chciałam zauważyć, że nie wątpię w to, że rozmiar tej spódniczki jest taki przez wychudzone i brzydkie modelki. A my się na nie napatrzymy i musimy mieć taką posturę jak one. Widzieliście to futrzaste coś na nowym opakowaniu karmy? Chuda, zarozumiała, brzydka, z obciętymi pazurkami, ułożoną sierścią na głowię. Nie wątpię także, że programy graficzne swoje przy niej zrobiły. I jeszcze ten pysk! Ta mina, jakby właśnie coś połknęła- fe! Po raz kolejny stwierdzam więc, że faceci to totalne bezguścia.
Wracając jednak do problemu ubiorowego- próbowałam nosem, próbowałam łapką, potem językiem, na koniec ogonem, a spódniczka nadal leżała obok mego kuperka, zamiast na nim. Na to wszystko weszli do pokoju rodzice i zaśmiali się przegłośno, dukając przy tym, że moje cztery litery się tam nie wmieszczą, bo to spódnica dla lalek. Lalek Barbi. Wychudzonych ludzkich odpowiedników brzydkich modelek z opakowań karmy. Marzyłam, żeby chociaż jedna z moich wspomnianych liter tam wlazła, ale jakoś chyba nie chciały się rozdzielać. Będę więc musiała wykombinować nowy sposób zamanifestowania mojej płci.
A tak na marginesie, co do wspomnianych modelek, to ja i tak jestem od nich lepsza i ładniejsza. Delikatna, naturalna, powabna… a jak beknę po posiłku to żaden facet mi nie podskoczy!
Szczeknij do mnie!