Golden Retriever i choroba rodziców
Już prawie skończyły się smutne dni, z czego Wasz goldenek (czyli ja) ogromniasto się cieszy. Zapytacie pewnie czemu „smutne”, skoro byłam na tyle grzeczna, że nawet tatuś to zauważył i chwalił mnie często? Ano odpowiem Wam, moi kochani bezsierściowcy- te dni były smutne, bo najpierw mama, a potem i mama i tata byli chorzy. A żaden Golden Retriever nie lubi, jak jego rodzice chorują, bo:
- bolą nas kuperki od ciągłego leżenia w łóżku i ogrzewania nóg rodziców;
- bolą nas języczki od całowania rodziców na pocieszenie;
- bolą nas nieużywane w czasie rodzicielskiej choroby zabawki;
- bolą nas nieodbyte spacery, bo rodzice mają siły tylko na tyle, abyśmy na dworze zdążyli się wysiusiać i… to grubsze;
- bolą nas nie zjedzone przysmaczki, bo rodzice w czasie choroby nie chcą nam podawać łap, ani robić innych rzeczy, za które to pieski dostają nagrody;
- i bolą nie wyjedzone z lodówki kąski, bo rodzice nie mają zbytniej ochoty na jedzenie i nie mają czym się dzielić. A one są tam biedne i samotne i opuszczone i…;
- bolą nas uszy, bo rodzice wydają z siebie głośne, nieprzyjemne dźwięki (za to noski są zadowolone, bo rodzice rzadziej smrodzą się tymi mydłami, żelami, sztyftami i innymi dziwnymi „ami”);
- i bolą nas serduszka, jak widzimy, że rodzicom wcale nie jest przyjemnie, mimo iż robią to, co lubią najbardziej- wylegują się i nic nie robią;
Na szczęście- jak to pisałam wcześniej- te smutne dni prawie się skończyły. Rodzicom zostało już tylko wydawanie dziwnych dźwięków, odpuścili sobie natomiast nieustanne moczenie się w czasie leżenia. Wylegują się dalej, ale krócej niż dłużej, ale to raczej nie jest pozostałość po chorobie, bo mieli to przed nią. Chodzimy już na krótkie i dłuższe spacerki, wyjadamy smaczne kąski z lodówki, wracamy do tarmoszenia zabawek i podawania łap. Jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że szybko wrócimy do pełnej aktywności, bo coraz trudniej mi utrzymać mój kuperek we względnym spokoju. On chce brykać i fikać. A rodzice nie lubią jak on sam (bez ich nadzoru) bryka i fika, bo to ponoć nie jest dla mnie dobre (dysplazja u psów). Muszą więc szybko pomóc mi spożytkować energię w inny sposób- dla własnego dobra, żeby nie musieli się martwić o moje zdrowie. Bo gdybym ja też zachorowała i kolejne parę dni spędziła w ich łóżku na wydawaniu dziwnych dźwięków, to rodzice martwiliby się, tak jak ja martwiłam się o nich. Lepiej im tego zaoszczędzę!
Szczeknij do mnie!