Golden Retriever i Nowy Rok

Tylko człowiek (no dobra- pies) skończy 9 miesięcy (18.12.2009r.), a od razu jego życie zmienia się o 476,5 stopnia. Co chwila są jakieś święta, narodzenia, choinki, prezenty i inne jubiletusze. Aż ciężko się w tym wszystkim połapać i szczerze powiem, że jest to bardzo trudne, aby sprostać temu wszystkiemu.

Golden retriver patrzy

{loadposition advert2}

No więc, przedwczoraj, leżę sobie spokojnie (zawsze tak robię, jeśli akurat nie stoję lub nie siedzę) i odpoczywam od tego całego wysiłku. Oczy mi się przymykają i tylko ogon próbuje mi uciec (jak na Golden Retrievera przystało). Ale nim nie należy się przejmować, ponieważ on zawsze robi co chce. Nagle zza ściany wynurzył się brzuch mojego taty a później cały tata. Ale co jest?!? On znowu jakoś tak elegancko ubrany.

Myślę sobie- nie ma tak- idę sprawdzić co się dzieje. Kontroluję kuchnię- wszystko w porządku (zawsze tam zaczynam, bo przy odrobinie szczęścia można znaleźć coś dobrego). Idę więc do pokoju- mama w sukni. Oj… niedobrze się dzieje.

Wiedziałam już, że tego dnia żegnaliśmy Pana Roka o imieniu 2008 i później mieliśmy powitać nowego Pana Roka o imieniu 2009 (nie wysilili się zbytnio z imionami…). Jestem już duża i:

  • głupiutka jak szczeniak (wg taty)
  • mądra jak osiołek (wg babci)
  • mądra i sprytna (wg mamy),

więc domyśliłam się, że idziemy witać tego Pana gdzieś poza domem. Fajnie!

Golden Retriver z kością

I co? Niefart! Długo nie minęło (wg mamy), czyli cała wieczność (wg taty) i mama wreszcie była gotowa. Przyszli do mnie i powiedzieli: „Bądź grzeczna i dzielna i pamiętaj, że niedługo wrócimy, ale póki co musimy jechać do pracy, aby mieć na Twoje przysmaki„. Teraz to już nawet mojemu ogonkowi nie chciało sie żyć…

Rodzice pojechali nie przejmując się mną… a co… przecież jestem nieważna… Na szczęście babcia mnie kocha i Kasia mnie kocha i wszyscy, którzy zostali mnie kochają też. A rodzice nie.
Uwierzcie mi lub nie, ale nie było ich długo. W pewnym momencie wszyscy zaczęli się z tego cieszyć. Liczyli głośno, składali sobie z tej okazji życzenia, a potem wyszli na balkon. Poszłam też. Co tak będę sama siedzieć…

{loadposition advert2}

Pszszszszssssssttt BUM! I nagle niebo zrobiło się jasne i różnokolorowe. Piękne to było, ale bałam się, czy to czasem nie jest koniec świata. Wszyscy byli jednak ucieszeni i radośni, więc chyba nie było się czym przejmować. Siadłam i oglądałam kule, światła, smugi i deszcze kolorów. Piękne.

Dobrze, że byłam na balkonie, bo jakbym nie była na balkonie to pomyślałabym, że strzelają do moich rodziców z broni (poza balkonem). Ostatnio widziałam na filmie coś takiego. Wywnioskowałam, że to nie byłoby chyba miłe, gdyby strzelano do moich rodziców, ale to nieważne, bo oni i tak mnie chyba nie kochają.

Nie minęło długo i zaczęłam za nimi jednak tęsknić. Wrócili do mnie dopiero, gdy słoneczko już się budziło. Cali i zdrowi. Nikt do nich nie strzelał, jak już mówiłam. Oni ucieszyli się na mój widok (i powinni!) i miziali. Ogólnie więc ta noc była całkiem miła.

Żałuję tylko strasznie, że nie zauważyłam jak odchodzili i przychodzili Ci Panowie (Roki). Tak chciałam ich pożegnać i powitać…



Szczeknij do mnie!

Imię (*)
Adres e-mail (nie będzie widoczny) (*)
URL
Treść