Co nowego w Nowym Roku?

Wielu z nas- i piesków i bezsierściowców i zapewne też innych sierściowców, z nastaniem nowego roku, ma na niego jakieś plany i nadzieje pozytywnych zmian. Piszę „zapewne”, bo nie są mi znane zwyczaje innych niż pieski sierściuchów. Kiedyś chciałam pogadać z kotkami, ale mama ich nie lubi i kazała je gonić. No więc od tej pory je gonię, a one uciekają i nigdy nie możemy poszczekać co u nas słychać. Ale raczej nie żałuję, bo one jakoś tak bełkocząco szczekają, że niezbyt rozumiem… Ale nie o tym miałam dziś szczekać.

Ja też spodziewałam się, że jak przeżyję tą wojnę opisywaną poprzednim razem, to coś się zmieni. Nie wiedziałam dokładnie co to miałoby być, ale czekałam z utęsknieniem, bo przecież bez względu na to, co by to było- musiało być goldenkowe, skoro i ja taka jestem. Widocznie jestem jeszcze niezbyt dorośnięta, skoro oczekiwałam czegoś, czego nie dostałam. Lub też znów okazało się, że nie słuchałam tatusia, marudzącego, że życie jest do kupra, a marzenia się nie spełniają. Swoją drogą- tak się zastanawiam, dlaczego jak jest coś złego, to mówi się, że jest to do kupra? Mój jest przecież taki ładny, zgrabny i milusi w dotyku, że w żadnym razie nie może być porównywany do niczego złego… No chyba, że chodzi o kupry bezsierściowców? Bo niektóre są naprawdę paskudne… Nie ważne. Ważne jest to, że niebo nie pospadało nam na łebki, sierść nie powypadała, bezsierściowcom nie wyrosła ona nagle i ogólnie nie stało się nic, co by wywróciło czyjekolwiek życie do góry kopytkami.

Ja nadal szogunuję na mojej prawie prywatnej łące, mama nadal ledwo za mną nadąża, tocząc się bardziej niż chodząc, dysząc i sapiąc przy tym jak szanująca się lokomotywa. Tatuś nadal pracuje i wraca zły, do czego już obie z mamą zdążyłyśmy się przyzwyczaić i nauczyłyśmy się nie wchodzić mu w drogę. Jedyna zauważalna różnica to taka, że po Sylwestrze rodzice stali się spokojniejsi o ich ludzkie szczenię. Stwierdzili, że teraz potwór może spokojnie wyłazić i nie będzie miał pół życia pod górkę, tylko dlatego, że jest z grudnia. Z tym też nie rozumiem o co chodzi za bardzo, ale oni tak mówią. Ciekawe czy to dobrze czy źle, że ja jestem z marca, ale postanowiłam nawet o to nie pytać. Nigdy nie wiadomo, kiedy mama się wścieknie, a tata ją poprze, lub tata się wścieknie, a mama wścieknie się na tatę, że on się wścieka, więc lepiej nie kusić losu.  Bo trza przyznać, że mama łatwo się wścieka ostatnio i twierdzi, że to przez to jej szczenię. Jakkolwiek nie rozumiem również tego, jak niewylazłe jeszcze szczenię może ją denerwować- o to również postanowiłam nie pytać, z przedstawionych chwilę wcześniej powodów.

Na podsumowanie dzisiejszych szczeków powiem: Nowy Rok nie przyniósł nic nowego. I może dobrze? Lepszy znany wróg

Wojna Noworoczna

Kto wymyślił sylwestra??!!??

Od samego rana wiedziałam, że coś tu nie gra… Później tata włączył muzykę. Ale mimo tego- rodzice zachowywali się dziwnie. Od wczesnego świtu (czyli jak mama mówi od 13) krzątali się, wiercili, nie wiadomo było, o co im chodzi. W ruch poszła szmatka, odkurzacz, garnki i wszystko inne, co nie było mną. Musiałam zadowolić się spacerem na odczepne, a to i tak nie był mój spacer, tylko naszego czerwonego potwora (który jest granatowy). Musieliśmy go przecież odprowadzić do garażu.

Golden Retriever sylwester 2010

Potem, gdy już cały dom (nie zawaham się użyć tego określenia) cuchnął jakimiś kwiatami, cytrynami i nikt nie wie, czym jeszcze, tata rozpoczął przemeblowanie. Stół urósł i wytworzył na sobie dziwną sierść. Całą białą, opadającą po bokach. Wnet znalazło się jedzonko i rodzice stwierdzili, że skoro jest 19:30, a na 20:00 mają być goście, to szybko jeszcze ze mną pójdą, abym nie musiała iść wtedy, gdy będzie bliżej wystrzałów. Jakich wystrzałów?
Na spacerze mama z tatą wymienili swoje zdania- tata wziął zdanie mamy, a mama taty, albo odwrotnie. Po powrocie do domu coś jeszcze pozmieniali na stole i przyszli goście.

Wszystko było normalnie- jak to na imprezie. Poza tym, że Panowie nie podnosili wciąż rąk do góry (zwykle piją w ten sposób jakieś świństwo). Tym razem świństwa nie było. Rodzice grali w karty, śmiali się i jedli. Muzyczka grała i wszyscy byli we wspaniałych nastrojach.

No więc leżałam sobie odpoczywając po ostatniej rundzie błagania o resztki jedzenia, gdy nagle HUK! Co to? Kto to? Jak to? RATUNKU!! Wbiegłam tacie pod nogi, później wyskoczyłam, zaszczekałam dwa razy i wskoczyłam na kolana trzęsąc się ze strachu. No tak- umówmy się- to co się działo nie było normalne, więc nie ma się co dziwić, że się przestraszyłam. Rodzice spojrzeli na siebie wymownie i powiedzieli- oj, będzie źle.

W tamtym roku przespałam cały nowy rok, więc nie wiedziałam, czego się spodziewać. A teraz? Ten rok musiał być szczególny, bo chyba wybuchła wojna. Niedługo po pierwszym razie jak się zacznie! Huki, grzmoty, świsty i inne.

Na domiar złego rodzice przed wszystkim pogłaskali mnie, jakby się nic nie działo, przygotowali mi jakieś dziwne miejsce i poszli na balkon. Jak wychodzili, to usłyszałam tylko: „Ale Aguś- najgorsze co możesz zrobić, to zostać z nią teraz. Znając Ciebie, to zaraz będziesz ją uspokajać, przytulać, miziać- a wiesz, że musi sobie z tym sama poradzić

Schowałam się więc w przygotowane dla mnie miejsce– w drugim pokoju, pod suszącym się ubraniem. Wiedziałam, gdzie są rodzice, słyszałam ich spokojne głosy, ale uwierzcie mi- ostatnie czego chciałam, to dołączyć do nich, wystawiając się na niebezpieczeństwo.

Nie ukrywam- straaaasznie się bałam. W połowie wojny rodzice przyszli do mnie, przynieśli mi wodę, zaśmiali się, jakby się nic nie działo, chcieli się szaleńcy bawić, gdy kule latały nam koło głowy! Nie miałam ochoty. Nie wiem, jak oni mogli nie zauważyć tego, co się dzieje.

Na szczęście wojna trwała całkiem krótko, ale było to moje najdłuższe 13 minut.

Nie wiem, jak bezsierściowcy (którzy nie są tak nieczuli jak moi rodzice) mogą przeżyć wojny, które toczą się kilka lat. Naprawdę nie wiem.



Strona 48 z 139« Pierwsza...102030...4647484950...607080...Ostatnia »
L