Archive for luty, 2009

17
lut

Dziwny przypadek dorośniętego potwora

   Posted by: admin    in Hauchiwum

Dziwny przypadek dorośniętego potwora

Kochani moi!
Miałam Wam opisać Harrisa i moje ostatnie goldenkowe szaleństwa w śniegu, ale rodzice kompletnie pokrzyżowali moje plany. Zapewnili mi ostatnio tyle wrażeń, że do teraz jestem zokrąglona! A może to było „skołowana”? Chyba tak- skołowana!!! Ale zacznijmy od początku!

{loadposition advert2}

Nie wiadomo dlaczego (w końcu dopiero tam byliśmy), zabrali mnie w piątek do babć. Cieszyłam się ogromnie, bo kocham babcie i dziadków i resztę Wałczowych bezsierściowców (już wiem, że jak ktoś mieszka w danym mieście, to nazywa się podobnie do niego, np. ja jestem Szczecinka, albo jakoś tak). Jednak ten pobyt był zupełnie dziwny. Pierwszego dnia rodzice zostawili mnie u dziadków całkiem samą, jak za czasów, kiedy często jeździli zarabiać na moje przysmaczki. Smutno mi było, ale tylko przez chwilkę, bo i babcia i dziadek zajęli się mną należycie, a i czekałam na te przysmaczki, na które rodzice pojechali zarobić. Wrócili wcześniej niż zwykle, bez pieniążków, pachnąc, jakby właśnie grali z wujkiem Iwanem w karty (opisywałam Wam kiedyś na czym ta gra polega: Golden Retriever i upadające karteczki). Zeźliłam się na nich, ale to też tylko na chwilkę, bo kocham ich bardzo i cieszyłam się, że są już ze mną. Swoją drogą, to z tym zarabianiem też jakaś ściema była, bo teraz nie pracują tak często, a ja i tak dostaję przysmaczki… Nie ważne- wybaczę im wszystko, jak na prawdziwego Golden Retriever‚a przystało!

golden retriever głowa

Drugiego dnia spaliśmy u innych dziadków niż zwykle i nie mogłam znaleźć sobie miejsca do śnienia o dzikich śnieżnych harcach. Oczywiście do momentu, kiedy wskoczyłam rodzicom na łóżko. wtedy już było ok. I miło spędziłam u dziadków wieczór, mimo iż rodzice nie zajmowali się mną zbytnio, bo grali w wyżej wspomniane karty i nabierali specyficznego zapaszku. Mówili coś o opijaniu nowego potwora…

A właśnie- nie chwaliłam się Wam, że nasz czerwony potwór dorósł! Zmienił ubarwienie z czerwonego na ciemny, zmienił zapach (z nie-wiem-jakiego na nie-wiem-jaki, ale inny), urósł i teraz szybciej biega, szczególnie jak ostatnio mama ciągnęła go za odnóża i przekrzywiała to kółko. Tacie chyba aż za szybko uciekały drzewa, bo siedział z przerażoną miną, po której zobaczeniu mama przestała aż tak poganiać potwora i niewinnym głosikiem stwierdziła, że przecież musiała zobaczyć co on potrafi… Od tego momentu potwora kieruje tata, który chyba wie co on (ten potwór) potrafi, bo nie pogania go aż tak. I z naszym dorośniętym czerwonym potworem, który teraz jest ciemny, związana jest tragiczna historia.

Trzeciego dnia, kiedy czas był wracać do domu, pogoda była paskudna. Padał śnieg i wiał wiatr, a ciemny potwór jakby się nie starał, oświetlał jedynie odrobinę drogi. Tata nie pozwolił mu hasać tego dnia. Potwór poruszał się bardzo wolno, uważnie patrząc pod nogi, żeby się nie przewrócić. W końcu było bardzo ślisko. Ale i to mu nie pomogło. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd- tuż przed potworem pojawił się Bambi (chyba wiecie kto to?). Nie zdążył przebiec, a potwór nie zdążył zahamować i… BUM! Bambi znalazł się pod potworem, a potwór wkrótce zdołał się zatrzymać. Rodzice szybko wyszli, zobaczyli, że potwór nie wygląda tak źle i można by ruszyć dalej. Tata pozbierał to, co odpadło, poszukał Bambi- ten leżał biedny w rowie, bez ruchu… Szybko rozejrzałam się za jego rodzicami, bo przypomniało mi się jak sama wpadłam pod innego potwora. Nigdzie ich nie dojrzałam. Bambi musiał zerwać się im ze smyczy daleko stąd i biedni nawet nie wiedzą co się z nim dzieje. Ale tata okazał się kochany, bo zadzwonił gdzieś i powiadomił o całym zajściu. Może więc rodzice go odnajdą. A my, przerażeni, ale cali i zdrowi ruszyliśmy w dalszą drogę. Po chwili okazało się, że potwora bolało bardziej, niż w pierwszym momencie dał po sobie poznać. Coraz ciężej mu się biegło, aż w końcu tata zjechał na stację z papu dla potworków. Tam, po wielu trudach związanych z otworzeniem go, okazało się, że biedny potworek miał niestety uszkodzone wewnętrze, którego nie da się naprawić bez specjalnych części. Zostawiliśmy więc biedaka na tej stacji, bo był zbyt ciężki, żeby go nieść, a sami weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. Rodzice dostali ciepłej herbaty, ja pyszną wodę w ładnej miseczce i grzaliśmy zziębnięte łapki.

Golden retriever śpi

Po dość długim czasie przyjechali dziadkowie z wizytą. To też było dziwne, bo zazwyczaj spotykam dziadków w naszym, bądź ich domku, a tutaj odwiedzili nas w połowie drogi. I zazwyczaj mija przynajmniej tydzień od poprzedniej wizyty, a tu minęło parę godzin. Po krótkiej rozmowie i wyjęciu wnętrzności z potwora– rodzice i dziadkowie stwierdzili chyba, że nie ma gdzie wygodnie usiąść, bo wpakowali siebie i mnie do dziadkowego potwora i ruszyliśmy z powrotem do domu dziadków. Dopiero następnego dnia wróciliśmy po naszego potworka, z jego naprawionymi wnętrznościami, a dziadek zabrał się za leczenie pacjenta. I chyba jest dobrym lekarzem, bo teraz potwór jest zupełnie zdrowy i hasa jak dawniej, tylko troszeczkę inaczej wygląda. Chyba ze strachu i żalu, że skrzywdził Bambi- postarzał się biedaczek bardzo. Ma dużo zmarszczek na buzi i obwisły zderzak. Na szczęście, rodzice powiedzieli, że i to da się wyleczyć, tylko za jakiś czas, bo teraz tata rozpoczął nową pracę i nie ma kiedy się tym zająć.

Ważne, że potwór żyje i ma się dobrze. ważne, że nam nic się nie stało, choć mama tak zziębła, że znowu jest chora. Szkoda Bambi i jego biednych rodziców…

10
lut

Głowa to Harris!

   Posted by: admin    in Hauchiwum

Głowa to Harris!

Czas na rozwiązanie zagadki! Nie wiem, czy się domyśliliście, ale mi samej ta zagadka sprawiła dużo trudności. Jest to o tyle dziwne, że w sumie sama ją wymyślałam… Nie świadczy to o mnie dobrze.

Głowa, to Harris, a Harris to piesek rasy… Shih tzu, co w wolnym tłumaczeniu w skrócie oznacza: „Bardzo mały i bardzo owłosiony piesek, który dużo biega, lubi piszczeć, szczekać i podgryzać i wiele innych rzeczy o które nawet byście go nie podejrzewali” (źródło: słownik goldenkowo-polski)

Harris:

Shih tzu Harris

Tak jak pisałam- zupełnie brak mu oczu, gdyż jest nieśmiały:

Shih tzu- oczy

Są także nóżki głowne (tu widać oko, ale na tym zdjęciu Harris na chwilę się odnieśmielił):

Shih Tzu- łapki

Myślę, że Harris jest na tyle ciekawą postacią, że niedługo opiszę Wam go troszeczkę dokładniej. Teraz już przynajmniej wiecie, co to jest głowa i kto mnie podgryzał w ogon (o tym Wam jeszcze nie pisałam).

Strona 2 z 3123